niedziela, 28 grudnia 2008
Lepiej mnie nie słuchać...
bo dziś dziwne wizje mam. Właśnie doszłam do wniosku, że powinna istnieć wypożyczalnia facetów. I to nie po to, żeby zaraz z nimi ślub brać, bo bez przesady, wolę normalnego żywego z krwi i kości za męża, a nie jakiś sprzęt z wypożyczalni... tylko po to, żeby czasem go wypożyczyć na spacer. Bo co jak teraz była taka piękna różowa poświata na zewnątrz i ja chciałam na nią popatrzeć nie przez okno? Sama nie pójdę, bo ja nie z takich. Z Werą, Agą i Agatą już oglądałam tyle pięknych nieb, że już mi się nie chce. A jedyny facet, który jest w pobliżu woli innego faceta i centrum handlowe. Pięknie. Idę zabić się deską, taki z tego morał.
środa, 17 grudnia 2008
Lepiej?
Powiedziałabym, że jest lepiej. A nawet już to powiedziałam. Ale po pierwsze nie jestem tego pewna, a po drugie... jak to mówię, to od razu ludzie oczekują ode mnie wielkich rzeczy... a aż tak lepiej nie jest... jest tylko odrobinkę lepiej. Na święta już ma być w ogóle fajnie... mam taką nadzieję przynajmniej. Szkoła znów mnie przerosła, chociaż 2 dni byłam. Zuchenek jest 8, jeśli liczyć te, które są na 100%, a na prawie każdej zbiórce pojawiają się kolejne, plakaty w szkołach pewnie też pomogą, także po świętach myślę, że będzie coraz, coraz więcej... i coraz coraz lepiej? Mam nadzieję. Jutro wigilia Szczepu, pojutrze hufca. Zobaczymy, jak będzie. I'm dreaming of a white Christmas... and Merry w sumie też. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt wszystkim, bo patrząc na moją ostatnią częstotliwość, to na notkę przed świętami bym już nie liczyła.
środa, 3 grudnia 2008
Czyżby?
Czyżby zaczynało być lepiej? Aż się boję to przyznać, bo jeszcze coś mnie trafi i znów będzie źle. Byłoby w ogóle super jakbym miała lepszą pamięć... i wiedziała wreszcie do jakiej szkoły chodzę. I poszła do tej szkoły. Tak, na pewno byłoby lepiej, nie miałabym czasu myśleć. Chociaż i to mi wychodzi z trudnością, bo czuję się jak jakiś Arnie Grape, albo ten, co otworzył Puszkę Pandory, ten taki wsteczmyślący, czy jakmutam - wszystkie myśli płyną mi wolno, a zanim zdążę je złapać, uciekają... to naprawdę horrible i terrible. I w ogóle, żeby każda czynność, którą wykonuję nie była oddzielnym odcinkiem serialu na DVD, które potem mi się mieszają jak zrobię bałagan na półce... tak, teraz niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba... przynajmniej teraz tak myślę, bo naraz nie jestem w stanie ogarnąć WSZYSTKICH aspektów mojego marnego ostatnio życia. A byłam ostatnio na biwaku Matecznika i z tych strzępków, które pamiętam, to było mi tam całkiem dobrze... szczególnie, że spędziłam wreszcie trochę czasu z tymi poteflonami nie musząc słuchać ciągle o szkole, co jest dla mnie teraz totalną egzotyką. Szkoda tylko, że potem mi się epizody potasowały. A potem byłam u Kasi na nocce filmowej. I też było fajnie. Obejrzałam "Klub 54" (niezły hardkorek, polecam;]), Pana od Muzyki (po raz 5. czy tam 6.) i Billy'ego Elliota, po raz drugi (pozdrawiam Cię, Jarek, choć i tak tu pewnie nie zaglądasz)... i w ogóle potem było fajnie... zasnęłam o szóstej w wieeeeeeeeelkim łóżku i stroju prawie piżamowym Kasi, z Ulą u boku, po dłuuugich nocnych rozmowach. Tak. A potem znów mi się przetasowało. Smutne. Ale wyciągając średnią, jest lepiej, c'nie? I będzie lepiej, bo już dziś się chyba wyklaruje co z tą szkołą.
I na koniec pozdrawiam Karola, bo on lubi o sobie czytać coś fajnego, a miał urodziny w zeszłym tygodniu:).
I na koniec pozdrawiam Karola, bo on lubi o sobie czytać coś fajnego, a miał urodziny w zeszłym tygodniu:).
Subskrybuj:
Posty (Atom)