piątek, 25 lutego 2011
żesz do jasnej lafiryndy. Zmienili mi kolor bloga bez pytania i do tego nie wszędzie, tak, że teraz nie ma to w ogóle racji estetycznej. Nieładny prezent, zważywszy na moje zubożałe chęci do pisania, to naprawdę tylko pogarsza sprawę. Choć może polepsza, bo jednak się wzięłam, jak widać... Kończą mi się ferie... czy je przegrałam, mówiąc ładnie, a odnosząc się do bardziej wulgarnej powstałej ostatnio na fejsie grupy? Nie uważam tak, mimo że uczyłam się jakieś 30 min z nudów spowodowanych za długą jazdą pociągiem w niesprzyjających hedonizmowi warunkach. Zostałam ostatnio potępiona przez jedną z moich zdecydowanie nieulubionych nauczycielek za moje "popisywanie się lenistwem", co gorsza, chyba miała rację, trochę to martwiące, że muszę jej ją przyznać. Ale z drugiej strony, co w tym złego? Zasada gloryfikacji wszystkich swoich cech charakteru, zrządzeń losu i osiągnięć (rób też ich braku) pomaga mi być zawsze zadowoloną z życia, toteż nie odczuwam nadmiernej skruchy. A ferie były i są, bardzo dobre, jedne z najlepszych in my life, mimo braku Zakopanego tym razem.
poniedziałek, 14 lutego 2011
teraz
wreszcie mogę pisać tak w pełni, jak zawsze bym chciała. Jednak chyba nie częściej niż tak, po prostu nachodzi mnie i odchodzi zbyt szybko. Ale cholera, jest dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)