piątek, 20 kwietnia 2007

Tytułu brak... bo jeszcze nie wiem, o czym napiszę...

Chciałam napisać coś superfajnie ciekawego, mądrego i w ogóle czadziarskiego... toteż długo nie pisałam. Teraz w końcu się za to zabrałam, ale to wcale nie znaczy, że coś wyżej opisanego mi wyjdzie. Najprawdopodobniej nie, poprostu z czystej przyzwoitości opiszę tu pokrótce ostatnie wydarzenia mojego życia opatrzone, w miarę możliwości, zgrabniutkim komentarzem, ale oczywiście nie te najbardziej osobiste, bo, jak wiadomo Internet jest ogólnodostępny, a ja nie mam ochoty dzielić się wszystkim z całym światem. Jeśli ten wstęp Was jeszcze nie zniechęcił do czytania dalszego ciągu i nadal tu jesteście, to jesteście dzielni, więc zostaniecie teraz nagrodzeni bardziej ciekawymi (mam nadzieję) treściami niż rozważania na beztemat.

Faza na "Magdę M." bynajmniej mi nie minęła, trochę osłabła, ale nadal jest spora. Podtrzymuje ją dodatkowo fakt, że mam w pokoju porządek, TV i DVD (szpaaaaan:P) i tak się kołaczę od wtorku do czwartku i od czwartku do wtorku oglądając na zmianę pierwsze i ostatnie odcinki...:P. Faza na Piotrusia też nie... i nie tracę nadziei, że taki się znajdzie.
Ponadto jadę do Stachowa na majówkę. Radosna perspektywa, jakoże zabieram Agę i Werę, więc nie będę/będziemy się tam nudzić. W lipcu jak zawsze obóz (też się nie mogę doczekać, ofkors), a w sierpniu byćmoże (raczej nie... ale pracuję nad tym) jadę do Grecji... kurczę, chciałabym jak cholera... ale szansa jest raczej mała.
Poza tym wiosna przestała mnie cieszyć, bo ostatnio wieje, pada i jeja ogólnie:P, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Oj, znajdzie się :) Nie ma wyjścia! A jeśli faza na Magdę M. jest równie silna, jak moja na kochane kłopoty, to współczuję oderwania od rzeczywistości ;)