wtorek, 30 września 2008

Załamanie.

A to i tak małe słowo, żeby określić, to co czuję na myśl o mojej gromadzie. Nie ma jej. To wyrażenie najlepiej oddaje jej obecny stan. Na początku... na pierwszą zbirókę przyszły 3... na drugą też... a na trzecią(dzisiejszą)... no cóż... żadna. A do tego nie mam kiedy zrobić naboru. Bo nie mam kiedy nawet tam zadzwonić. Sekretariaty w szkołach czynne są zwykle w godz 8 - 15... o jakie zdziwienie, drużynowa to nie mój zawód i chodzę do szkoły w tych godzinach, no kto by pomyślał. Obecnie jestem w stanie smutnego wkurzenia... bo wiem, że jest jedna zuchenka, która chce chodzić (jej mama wysyła mi maile i kocham ją za to!), a dziś i w przyszłym tygodniu jej nie będzie... potem chce chodzić, ale nie wiem jak to będzie, jeśli ma być jedyną. Tak mi źle:(.

środa, 17 września 2008

Jeszcze nie umarłam.

Ale już chyba niedługo. Chora już jestem:P. I przez to zawalę szkołę, bo już od 3 dni mnie tam nie ma i nie ogarniam w ogóle co tam robią, no ale dobra. Nabór miałam w poniedziałek, zbiórkę we wtorek i to pewnie jeden z głównych powodów, dla których przyszły na nią aż... 3 dziewczynki. No i przez to musiałyśmy ją zrobić zupełnie niezgodnie z planem, bo się przygotowałyśmy na co najmniej 10... ale nie załamujmy się, za tydzień będzie więcej... prawda? Będzie, musi być, nie ma innej opcji po prostu. I tak w ogóle to poza szkołą, którą zawalę i zbiórkami, na które prawie nikt nie przychodzi, to za wiele się nie zadziało. No dobra, widziałam się z Moniką i Marią i nauczyłam się uwodzić (ta, jasne... nie idźcie na "Centralne biuro uwodzenia", bo to wielki pic na wodę), pozdrawiam koleżanki:), oczywiście z Werą, Agą i Agatą też już parę tam razy się widziałam, ale o tym to chyba nie muszę wspominać. I niech będzie, że je też pozdrawiam (może chociaż któraś z nich czasem tu zajrzy;]).

sobota, 6 września 2008

Umrę z przepracowania

Już to czuję, wiem, że to pesymistyczne nastawienie, ale z moim lenistwem, to to, co mnie czeka naprawdę jest końcem świata. Do 14.09 muszę oddać plan pracy mojej gromady, która jeszcze w ogóle nie istnieje, przed 27.09 muszę zrobić przynajmniej jedną zbiórkę, coby Zuchenki wiedziały choć trochę kim są zanim pójdą na grę zuchową hufca... poza tym od poniedziałku idę do szkoły... i to do liceum, llludzie... coś czuję, że jestem nieprzystosowana. A tak w ogóle... mówiłam, że mniej mnie stresuje integracyjny niż KWZ? To ciekawe, bo wczoraj wróciłam i był to najgorszy wyjazd w moim życiu, seriously. Nikogo nie znałam z mej klasy i nikogo nie poznałam. Zaistniałam jako alien. Naprawdę, totalnie odwrotne wrażenia... KWZ - megasuperekstra i będę to powtarzać wszystkim do końca życia, a integracyny - ekhm. Nie wiem, klasa się teoretycznie zintegrowała... ale ja się nie czuję jej częścią, więc chyba jednak poza mną... a teraz trzymajcie kciuki bym przeżyła ten zabójczy rok... a na razie chociaż miesiąc... Pozdrawiam:
Werę, Kaję i Agatę, dzięki którym jednak nie żałuję wyjazdu na integracyjny:).