środa, 29 sierpnia 2007

Nie przyjmuję do wiadomości

Naprawdę, nie przyjmuję do wiadomości tego, że już od poniedziałku znów będę musiała zasuwać do tej boskiej placówki przy ul. Polnej. I do tego harować tam, naprawdę, cholera, w tym roku, harować jak dziki osioł (nie pamiętam czyje to powiedzonko, ale idealnie pasuje, więc sobie zapożyczyłam). Nie musicie mi wierzyć. Naprawdę, nie obchodzi mnie, czy w to uwierzycie. Bo jeszcze przez tych parę cudownych dni, które na dobrą sprawę wcale nie są cudowne przez mój niedobór, który nie wiem kiedy minie, mogę kompletnie nie myśleć jeszcze o tym. Więc już przestaję się rozwodzić nad tym wątpliwej pozytywności tematem. Zajęłabym się innym, ale nie mam pojęcia, jaki mógłby on być... więc tylko napiszę, że bardzo mnie drażni zepsucie się mojego telefonu... nie ze względu na uzależnienie... tylko na niedobór... w sumie to lubię być tak bezsensownie tajemnicza i strzelać chamskimi żartami w towarzystwie:P. A ci co rozumieją, niech się cieszą:). Pozdrawiam ich, niedobora też... i jeszcze Gregorego i Lisa, którzy mają dziwne żarty, ale i tak są czadowi i ich lubię:).

sobota, 11 sierpnia 2007

Jadę do Stachowa.

Jutro. A stamtąd na 3 dni do Ustki. Będzie faaaaaaaajnie. Jadę z Werą, potem dojedzie do nas Aga. A na miejscu pełne szaleńcwo. Będziemy jeździć na rowerowe wycieczki (mamy w planach odwiedzenie naszego tegorocznego miejsca obozu), nad Kwisno, Skąpe i Zielonkę, w sensie jeziora. Do Żabna do mojej czadowej rodzinki, do Miastka po zakupy, a na miejscu grać w karty z Jowitką, szaleć za Hubertem z Pasieki (o ile przyjedzie) i miętosić trzytygodniowego szczeniaka pani Reni. Ano i jeść ciasta pani Reni. Zdecydowanie będzie fajnie. A w Ustce... no cóż, będziemy się plażować i kurortować, jak to w Ustce bywa, a ponadto nie mam pojęcia i wolę nie rozważać co więcej:P. Jak już mówiłam, będzie czad... mam nadzieję przynajmniej... a dzisiaj są urodziny Uli i życzę jej jeszcze raz wszystkiego, wszystkiego najlepszego. A wczoraj były Maćka i też mu życzę wszystkiego najnaj raz jeszcze:). A Tomkowi K. życzę zdrowia.
I pozdrawiam wszystkich, co do joty, do napisania za dwa tygodnie, jak wrócę:).

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Inaczej no.

Dzisiaj miałam dziwny dzień. Naprawdę rzadko mi się zdarza widzieć z taką masą osób, niewidząc się zarazem z żadną z moich ziomek poziomek (w sensie Agi, Wery i/lub Agaty). Ale dzień był ciekawy i dość owocny, generalnie:P. Cały ranek spędziłam na starówce (to mi się zdarzyło pierwszy raz w życiu), no dobra, nie ranek, ale czas między 14 a 17:P, ale dla mnie to było jak ranek, ze zmieniającym się składem (Anka Drz. - jej ziomy - Paweł - Olka, Marta). A popołudnie aż do wieczora w mej chałupie z Ulą, która miała mi poprawiać dredy, a w rezultacie poprawiła aż 2:), ale i tak było fajnie. I wiecie co wam na koniec powiem? Nie wolno 24/7. I nie chodzi o ziomki - poziomki, bo z notki by to wynikało... bo z nimi to można:P.
Pozdrawiam:
- cały zmienny skład porannostarówkowy,
- Ulę:),
- Werę i Agatę (jako reprezentację ziomek - poziomek, bo Agi nie ma w Warszawie, więc i tak bym jej dziś nie ujrzała).
I dobranoc, bo niektórzy o tej porze już sypiają:).
I nie bierzcie sobie do serca tych ziomek - poziomek... bo zwykle tak na was/o was nie mówię...