środa, 26 września 2007

Łyso mi.

Tak, drodzy moi... po prawie dwóch latach trzymania na głowie stadka kolegów na "d", bardzo sympatycznych w sumie, przyszła pora, by opuściły one tę moją głowę. Oczywiście nadal są ze mną (znaczy się u mnie w domu), bo przecież nie można wyrzucać przyjaciół. Teraz więc jestem łysa. Spotka się to pewnie zarówno z uznaniem jak i ze stwierdzeniami "lepiej ci było w dredach", ale co mi tam. Ważne, że ja mogę wreszcie przeczesać się szczotką jak należy, poczochrać się spokojnie po głowie, nie bojąc się, że zaplącze mi się palec i myć włosy codziennie;D. Nie powiem, że za obecnością sznurków na mym łbie nie tęsknię... bo tęsknię! Nie mogę teraz nimi zarzucić, nie ciążą mi tak milusio na karku i w ogóle. Ale przynajmniej wyglądam estetyczniej. Tak, zdaję sobie sprawę, że przez ostatnie parę miesięcy moja fryzura nie prezentowała się najgodniej. Otóż, nastały właśnie nowe czasy. Czasy Beci Bez Dredów.
Pozdrawiam:
Werę, która była ze mną w tym ważnym momencie,
moją mamę, która też tam była
pana Piotra (fryzjera) i
panią fryzjerkę (nie wiem jak jej na imię).

poniedziałek, 24 września 2007

Poimprezowo i w ogóle.

Impreza była całkiem spoko... ale nie zalicza się niestety do tych superhipermegafajnych. Innymi słowy, nie było źle, ale bywałam na lepszych. No cóż, może gdyby było więcej osób, to wyszłoby lepiej. Nie ma co się zastanawiać, liczę, że Sylwester uda się superowiej. Poza tym chyba nic ciekawego się w mym życiu nie wydarzyło. W szkole nudno, aczkolwiek dziś liczyłam na pewnego rodzaju atrakcje, które niestety się nie udały. W Szczepie w sumie też nic, oprócz tego, że Gazetka już została wysłana do większości osób i do niektórych nawet doszła. Pozdrawiam wszystkich.

niedziela, 16 września 2007

Się dzieje się...

Mam takie mnóstwo roboty w tej chwili, że aż się nie poznaję! Redaguję Gazetkę Szczepu (aż mi się tusz w drukarce skończył, a w tym tygodniu wychodzi pierwszy numer), projektuję i rozsyłam zaproszenia na impererę u Agaty (już w sobotę:D), cały zeszły i poprzedni tydzień poświęciłam akcjom naborowym, zarobkowym i takim różnym, oprócz tego odrabiam lekcje (!) i nawet się wysypiam! Jestem z siebie dumna, naprawdę. I dzięki temu już mnie nie obchodzi, że znów jest to samo, to znaczy, obchodzi, ale nie mam czasu o tym myśleć:).
Na koneic chciałabym pozdrowić: Czarka, Podlaskiego i dh. Gosię (czyli całe kolegium redakcyjne gazetki;), Kasię (za te akcje naborowo-zarobkowe), Agatę i wszystkich, którzy stawią się na imprezie.

poniedziałek, 10 września 2007

Powiem tyle:

Nie mam na nic czasu, bo odradzamy Matecznik... a poza tym znów to samo... beznadziejne to samo tylko w innym sensie. I tyle powiem. Nie w moim stylu? Trudno. Mam zły humor.