Tak wam powiem. Wiem, że to dość oryginalne stwierdzenie... ale co poradzę, że tak mam? Dobrze, że do ślubu mi jeszcze daleko i mogę spokojnie kochać Sweeney'go... i Johnny'ego... choć długo się broniłam twierdząc, że lecenie na Johnny'ego to lans i że ja nie będę, to teraz muszę oficjalnie przyznać... że jest cuuuuuuuudowny. I zazdroszczę Adze i Agacie, bo one go odkryły już wcześniej. To tak z osobistych wyznań... a poza tym, był Meksyk, a my nie brałyśmy czynnego udziału... tylko na apel przyszłyśmy i się z Werą na poczet sztandarowy załapałyśmy. I już jest ciepluuuutko i słoneczko i w ogóle, niech tak zostanie... proszę. I chcę też, żeby był już maj. Chcę wyciąć cały kwiecień... bo najbliższe trzy tygodnie będą bardzo be... zwieńczone największym be świata. Nie nazwę tego po imieniu, bo wtedy stałoby się to jeszcze bardziej realne. Ale wiecie o co chodzi. Nnnno, ale na razie jest wiossssenka i cieszmy się!
Pozdrawiam... wszystkich:). I jeszcze Wam powiem... że nie to, że coś, ale ja się naprawdę za komentarze nie obrażam;].
poniedziałek, 31 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
nnnnno! to sie nie obrazisz jak ci napisze : szszszszu! a kwiecien minie szybciej niz sadzisz, i nawet be nie bedzie takie be- zobaczysz! :)
uh...wiem że późno ten komentarzyk, ale ja umieram z tego samego powodu co ty...i nie chodzi tu o wielkie be jak ty to nazywasz ale o mojego ( naszego cuuuudownego Sweene'go/ Johne'go...eh...ja ich kocham poprostu...uwielbiam wielbię i tyle...;( boje się, że przez moją manię tez nie znajde sobie męża...albo co gorsza zwaruję i będę myślała ze moj mąż to Sweeney...oh kurcze...ide do psychologa...zdecydowanie!!
P.S. I LOVE SWEENEY!!!!!!!
Prześlij komentarz