niedziela, 28 grudnia 2008

Lepiej mnie nie słuchać...

bo dziś dziwne wizje mam. Właśnie doszłam do wniosku, że powinna istnieć wypożyczalnia facetów. I to nie po to, żeby zaraz z nimi ślub brać, bo bez przesady, wolę normalnego żywego z krwi i kości za męża, a nie jakiś sprzęt z wypożyczalni... tylko po to, żeby czasem go wypożyczyć na spacer. Bo co jak teraz była taka piękna różowa poświata na zewnątrz i ja chciałam na nią popatrzeć nie przez okno? Sama nie pójdę, bo ja nie z takich. Z Werą, Agą i Agatą już oglądałam tyle pięknych nieb, że już mi się nie chce. A jedyny facet, który jest w pobliżu woli innego faceta i centrum handlowe. Pięknie. Idę zabić się deską, taki z tego morał.

środa, 17 grudnia 2008

Lepiej?

Powiedziałabym, że jest lepiej. A nawet już to powiedziałam. Ale po pierwsze nie jestem tego pewna, a po drugie... jak to mówię, to od razu ludzie oczekują ode mnie wielkich rzeczy... a aż tak lepiej nie jest... jest tylko odrobinkę lepiej. Na święta już ma być w ogóle fajnie... mam taką nadzieję przynajmniej. Szkoła znów mnie przerosła, chociaż 2 dni byłam. Zuchenek jest 8, jeśli liczyć te, które są na 100%, a na prawie każdej zbiórce pojawiają się kolejne, plakaty w szkołach pewnie też pomogą, także po świętach myślę, że będzie coraz, coraz więcej... i coraz coraz lepiej? Mam nadzieję. Jutro wigilia Szczepu, pojutrze hufca. Zobaczymy, jak będzie. I'm dreaming of a white Christmas... and Merry w sumie też. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt wszystkim, bo patrząc na moją ostatnią częstotliwość, to na notkę przed świętami bym już nie liczyła.

środa, 3 grudnia 2008

Czyżby?

Czyżby zaczynało być lepiej? Aż się boję to przyznać, bo jeszcze coś mnie trafi i znów będzie źle. Byłoby w ogóle super jakbym miała lepszą pamięć... i wiedziała wreszcie do jakiej szkoły chodzę. I poszła do tej szkoły. Tak, na pewno byłoby lepiej, nie miałabym czasu myśleć. Chociaż i to mi wychodzi z trudnością, bo czuję się jak jakiś Arnie Grape, albo ten, co otworzył Puszkę Pandory, ten taki wsteczmyślący, czy jakmutam - wszystkie myśli płyną mi wolno, a zanim zdążę je złapać, uciekają... to naprawdę horrible i terrible. I w ogóle, żeby każda czynność, którą wykonuję nie była oddzielnym odcinkiem serialu na DVD, które potem mi się mieszają jak zrobię bałagan na półce... tak, teraz niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba... przynajmniej teraz tak myślę, bo naraz nie jestem w stanie ogarnąć WSZYSTKICH aspektów mojego marnego ostatnio życia. A byłam ostatnio na biwaku Matecznika i z tych strzępków, które pamiętam, to było mi tam całkiem dobrze... szczególnie, że spędziłam wreszcie trochę czasu z tymi poteflonami nie musząc słuchać ciągle o szkole, co jest dla mnie teraz totalną egzotyką. Szkoda tylko, że potem mi się epizody potasowały. A potem byłam u Kasi na nocce filmowej. I też było fajnie. Obejrzałam "Klub 54" (niezły hardkorek, polecam;]), Pana od Muzyki (po raz 5. czy tam 6.) i Billy'ego Elliota, po raz drugi (pozdrawiam Cię, Jarek, choć i tak tu pewnie nie zaglądasz)... i w ogóle potem było fajnie... zasnęłam o szóstej w wieeeeeeeeelkim łóżku i stroju prawie piżamowym Kasi, z Ulą u boku, po dłuuugich nocnych rozmowach. Tak. A potem znów mi się przetasowało. Smutne. Ale wyciągając średnią, jest lepiej, c'nie? I będzie lepiej, bo już dziś się chyba wyklaruje co z tą szkołą.
I na koniec pozdrawiam Karola, bo on lubi o sobie czytać coś fajnego, a miał urodziny w zeszłym tygodniu:).

poniedziałek, 24 listopada 2008

Mimo że nic, to jednak coś

Tak, w każdej dziedzinie życia mogę to powiedzieć. Bo naprawdę, jak nigdy dotąd, nie dzieje się dla mnie nic. Nic nie jest ważne ani fajne. Nie chcę się nad tym rozwodzić, bo to mnie jeszcze bardziej smuci. Ale właśnie mimo że nic, to jednak coś, bo parę rzeczy robię. Wbrew sobie, a raczej zgodnie ze sobą, ale wbrew stanowi. Robię i być może gdyby nie to zło, które mnie ogarnęło, byłabym teraz najszczęśliwsza w swoim życiu. Ale tak nie może być, więc jest zło. A i tak w głębi duszy kocham wszystkich, którzy chociaż próbują być dobrzy mimo to. Werę, Agę, Ulkę, a i Kasię czasem. I innych, którzy by chcieli dobrze, ale nie wiedzą jak. Kiedyś będzie okej, prawda?

poniedziałek, 10 listopada 2008

Dziwne czasy ostatnimi czasy

dla mnie są. Dlatego tak się zmieniła częstotliwość mego tu pisania pewnie. Podsumowując: jutro obchody 11.11, mam regularnie 6 zuchenek, takich które przychodzą i są na serio. A poza tym tendencja rosnąca jest, także spoko czoko ja myślę. A z tych 6 jutro mam nadzieję na 3 co najmniej, może nawet więcej?:P Dobra, już lepiej nie będę mieć takich nadziei, gdyż matką głupich ona jest podobno;]. Poza tym cóż? Za tydzień, tj. 15.11. bierzmowanie będę miała mam nadzieję (bo niezbadane są wyroki Boskie i może np. w przeddzień się okaże, że któryś ks. ma wątpliwości, czy zasługuję, czy coś tam:P). A cóż więcej mogę powiedzieć? Przestałam wierzyć w idealną miłość, z takich głębszych przemyśleń, ale rozwijać tego nie będę, bo niewielu ludzi lubi "miłosne blogaski szalonej szesnastki", jak sądzę. I w ogóle, to nie wiem na ile wam mówiłam, ale mimo wszystko trochę cieszę się na jutro, bo zobaczę moje kochane mordy z KWZtu (a przynajmniej choć kilka, mam nadzieję, bo niektóre to wolą w Toruniu siedzieć;]) i Wera już może też będzie, bo ona wyjechana obecnie jest dziewczyna, lecz nie napiszę gdzie, bo nie wiem na ile by tego chciała. W ogóle, lubię ludzi. Tak. Nawet jak coś tam. Pozdrawiam cały świat.

piątek, 24 października 2008

Lekarze to zło

to właśnie będzie tematem moich dzisiejszych rozważań. Choćby nie wiem co wam się stało, nie idźcie na dyżur laryngologiczny... na prawdę, lepiej zapłacić i 1000zł za wizytę prywatną, niż iść tam... no chyba, że lubicie siedzieć 5 godzin w poczekalni... (ja na prawdę nie lubię przesadzać, żeby słowa nie traciły znaczenia. Od 17 do 22 chyba jest dokładnie 5 godzin, c'nie?) ale przede wszystkim to nie polecam badania ENG, też co by się nie działo. A jak już będziecie je mieć, to nie wierzcie, że ucho się odetka jak tylko wstaniecie z kozetki;]. Może się nie odetkać a wtedy, patrz: procedura 1:P. Tak, polska służba zdrowia fajnie ma, podsumowując. A ogólnie moja przygoda z nią jeszcze nie jest zakończona... także super. No, a poza tym to co? Chodzę do szkoły i się w niej dzieje ze mną coś bardzo dziwnego... ostatnio dostałam kolejną dobrą ocenę z matmy - 4, a z angielskiego pierwszy raz w życiu (ze spr.) 1... ogólnie fajna opcja. Pozdrawiam wszystkich, ze wskazaniem na Zuzkę (nie wiem na ile tu zaglądasz:P), bo dużo dziś "fajnego" jest w mej notce;]

sobota, 18 października 2008

Różnie jest

W gromadzie już lepiej - 8 dziewojek było na ostatniej zbiórce, także już się nie martwię o to. W ogóle ostatnio się nie martwię takimi rzeczami za bardzo. Świat mi się przewartościowuje. A dlaczego? Tego wam nie powiem, bo nie chcę wyjść na wariatkę. Ogólnie rzecz biorąc dziwnie mi ostatnimi czasy i głównie dlatego tak długo nie pisałam. I w ogóle wiecie, że dostałam 5 z matmy? ja? ha. no. Ale, jak już mówiłam, średnio mnie to kręci jakkolwiek. Ale pozdrawiam wszystkich. Bo lubię ludzi. Ze wskazaniem na Olę! Ola, kocham Cię! I moja fryzura wygląda już coraz lepiej:).

wtorek, 30 września 2008

Załamanie.

A to i tak małe słowo, żeby określić, to co czuję na myśl o mojej gromadzie. Nie ma jej. To wyrażenie najlepiej oddaje jej obecny stan. Na początku... na pierwszą zbirókę przyszły 3... na drugą też... a na trzecią(dzisiejszą)... no cóż... żadna. A do tego nie mam kiedy zrobić naboru. Bo nie mam kiedy nawet tam zadzwonić. Sekretariaty w szkołach czynne są zwykle w godz 8 - 15... o jakie zdziwienie, drużynowa to nie mój zawód i chodzę do szkoły w tych godzinach, no kto by pomyślał. Obecnie jestem w stanie smutnego wkurzenia... bo wiem, że jest jedna zuchenka, która chce chodzić (jej mama wysyła mi maile i kocham ją za to!), a dziś i w przyszłym tygodniu jej nie będzie... potem chce chodzić, ale nie wiem jak to będzie, jeśli ma być jedyną. Tak mi źle:(.

środa, 17 września 2008

Jeszcze nie umarłam.

Ale już chyba niedługo. Chora już jestem:P. I przez to zawalę szkołę, bo już od 3 dni mnie tam nie ma i nie ogarniam w ogóle co tam robią, no ale dobra. Nabór miałam w poniedziałek, zbiórkę we wtorek i to pewnie jeden z głównych powodów, dla których przyszły na nią aż... 3 dziewczynki. No i przez to musiałyśmy ją zrobić zupełnie niezgodnie z planem, bo się przygotowałyśmy na co najmniej 10... ale nie załamujmy się, za tydzień będzie więcej... prawda? Będzie, musi być, nie ma innej opcji po prostu. I tak w ogóle to poza szkołą, którą zawalę i zbiórkami, na które prawie nikt nie przychodzi, to za wiele się nie zadziało. No dobra, widziałam się z Moniką i Marią i nauczyłam się uwodzić (ta, jasne... nie idźcie na "Centralne biuro uwodzenia", bo to wielki pic na wodę), pozdrawiam koleżanki:), oczywiście z Werą, Agą i Agatą też już parę tam razy się widziałam, ale o tym to chyba nie muszę wspominać. I niech będzie, że je też pozdrawiam (może chociaż któraś z nich czasem tu zajrzy;]).

sobota, 6 września 2008

Umrę z przepracowania

Już to czuję, wiem, że to pesymistyczne nastawienie, ale z moim lenistwem, to to, co mnie czeka naprawdę jest końcem świata. Do 14.09 muszę oddać plan pracy mojej gromady, która jeszcze w ogóle nie istnieje, przed 27.09 muszę zrobić przynajmniej jedną zbiórkę, coby Zuchenki wiedziały choć trochę kim są zanim pójdą na grę zuchową hufca... poza tym od poniedziałku idę do szkoły... i to do liceum, llludzie... coś czuję, że jestem nieprzystosowana. A tak w ogóle... mówiłam, że mniej mnie stresuje integracyjny niż KWZ? To ciekawe, bo wczoraj wróciłam i był to najgorszy wyjazd w moim życiu, seriously. Nikogo nie znałam z mej klasy i nikogo nie poznałam. Zaistniałam jako alien. Naprawdę, totalnie odwrotne wrażenia... KWZ - megasuperekstra i będę to powtarzać wszystkim do końca życia, a integracyny - ekhm. Nie wiem, klasa się teoretycznie zintegrowała... ale ja się nie czuję jej częścią, więc chyba jednak poza mną... a teraz trzymajcie kciuki bym przeżyła ten zabójczy rok... a na razie chociaż miesiąc... Pozdrawiam:
Werę, Kaję i Agatę, dzięki którym jednak nie żałuję wyjazdu na integracyjny:).

niedziela, 31 sierpnia 2008

Jaspisowa Chata sratatatatata

Wróciłam, wczoraj. I było naprawdę mega super ekstra. Już to mówiłam różnym ludziom z 50 razy, ale w życiu bym nie przypuszczała, że kogoś tak polubię w dwa tygodnie. Byłam zmęczona, w sumie nadal jestem (dziś się obudziłam o 8 mimo że zasnęłam o 24;] i chodził mi po głowie Hymn Wodzów Zuchowych:P), zaliczenia zwalały mi się na głowę i miałam moment kryzysu... ale ludzie i atmosfera jaką stworzyłyśmy była tak super, że kurczę, naprawdę aż brak mi słów:). I dowiedziałam się mega dużo i wiem, że zawsze będzie moja wina, ale przerażenie z tym związane raczej mnie motywuje niż zniechęca. Jutro jadę na obóz integracyjny. Nie chce mi się. Serio. Ale do Jaspisowej Chaty też mi się nie chciało. A było naprawdę mega:). Pozdrawiam całe moje Prząśniczki za całokształt... Asię, Monikę, Krychę i Szychę - za atmosferę, żarciki Moniki;], Kawalarskie teksty i czyny Szychy, opowieści Krychy i Asi, no i Marię oczywiście, za te noce u nas;]... Agatę za mądre rozmowy w drodze powrotnej... Kadrę za to wszystko, czego by nie było gdyby nie one, czyli za cały kurs. Kuuuuuurczę, nie wiem co dalej pisać, bo już by się mega prywata zaczęła;P. Strasznie już za wami tęsknię, naprawdę.

środa, 13 sierpnia 2008

Aktywne wakacje mam.

Chyba trochę za aktywne jak na moje nerwy. Wczoraj wróciłam ze Stachowa... całe to wracanie trwało 14 godzin... zwiedziłam Słupsk i Gdynię... średnio dokładnie, ale zawsze;]. I to było mega męczące. A jutro już jadę znów. Tym razem na KWZ. Trochę się boję. A nawet nie trochę. Bo kurczę... wyjechać na dwa tygodnie (wracam 28.08.) z samymi dziewczynami, których nie znam (no dobra, poznałam na biwaku, ale nie jakoś mega dobrze)... podczas kiedy zazwyczaj jeżdżę wszędzie z tymi samymi... a do tego bez zasięgu... to trudne. Naprawdę. Pewnie nie dla każdego, niektórzy lubią poznawać nowych ludzi w takich okolicznościach. Ale ja wolę znać dobrze chociaż jedną osobę, bo to mi daje poczucie bezpieczeństwa. Tak, chyba jestem trochę dziwna. A może nie, może inni też tak mają, tylko się do tego nie przyznają? A tak w ogóle, to jakby było mi mało atrakcji w czasie wakacji... to trzy dni po powrocie (czyli już we wrześniu) mam obóz integracyjny z moją nową klasą, a nawet szkołą. Ale to mnie tak nie stresuje, bo znam tam parę osób... w tym Werę;]. Poza tym zasięg będzie, jak sądzę. W każdym razie teraz trzymajcie kciuki, żebym przetrwała najbliższe dwa tygodnie i nie tylko przetrwała, ale wyniosła z tego jak najwięcej, bo w gruncie rzeczy (pozdrawiam Cię, Agata!) właśnie o to w tym chodzi... pozdrawiam wszystkich... ze szczególnym wskazaniem na Maćka i Ulkę, jakoże mieli ostatnimi czasy urodziny. Raz jeszcze wszystkiego najlepszego:). A do wszystkich... do przeczytania za dwa tygodnie, jeśli będzie mi się chciało, a jak nie, to za trzy, albo miesiąc. No, pa;].

wtorek, 5 sierpnia 2008

Dziś wyruszam znów.

Jadę do Stachowa, tym razem z Werą i Agatą. Stwierdziłam, że tu napiszę, bo coś mi się psuje moja elokwencja... i chcę sprawdzić czy na każdej płaszczyźnie... bo odkryłam to dziś pisząc fragment kroniki Matecznika. I nie powiem, zasmuciło mnie to nieco. Może to z powodu niepisania w zeszycie moich boskich prac na j. polski o godz. 28 w nocy;]. To chyba w miarę trzymało mój styl w ryzach... a teraz, jak to już Aśka ładnie określiła (tak, tak, piszę tu o Tobie, nie w pozdrowieniach dla wszystkich, ciesz się) czysta grafomania. ale nie chcę tu o tym pisać, gdyż w moim pojęciu rozwodzenie się nad beznadziejnością swej twórczości byłoby dużo gorsze od napisania grafomańskiej notki. Zastanowię się więc może nad sensem istnienia latem. Tak pofilozofuję trochę. Latem najchętniej bym znikła i pojawiła się dopiero we wrześniu, wypoczęta i rozluźniona... tzn. latem, czyli w sierpniu, bo obozu nie chcę tracić na znikanie. A sierpień jest miesiącem nadziei, jak to Aga dziś ładnie nazwała (tak, o Tobie też piszę, ale Ty się nie ucieszysz, bo tu chyba nigdy nie zaglądasz:). Ale czy taki miesiąc nadziei jest potrzebny? Nadziei na nowy rok szkolny, harcerski czy jaki tam tylko się chce...? Wg. mnie miesiąc to przesada. Wystarczyłby tydzień. Bo miesiąc męczy. Czekasz tak i czekasz, bo wiesz, że wakacje zaraz się skończą, a musisz wypocząć i do tego masz tę nadzieję... na to, że jak już się skończą to będzie inaczej. Najlepiej lepiej. Ja mam tak co roku... a wy? (o kurczę, zaczęłam chyba pisać tak, jak mówią dziennikarze radiowi, zadając pytania, na które nikt nie odpowie... ale w sumie jak ktoś ma ochotkę to zapraszam do podzielenia się ze mną swą opinią na ten temat.) Pozdrawiam dziś dla odmiany wszystkich, którzy jakkolwiek wpłynęli na moje życie. Bo miesiąc nadziei jest też miesiącem przemyśleń, jakiejś tam nostalgii i takich bzdetów. Do przeczytania za tydzień, albo 3... zależy od mej weny...

czwartek, 31 lipca 2008

O jak ja nie chcę tu być.

Naprawdę... mam awersję do Warszawy jak nigdy dotąd... biorąc pod uwagę moje 5 obozów i 4 zimowiska. Dlaczego? Może dlatego, że spędziłam tam tylko 11 dni oficjalnego obozu... a resztę na kolonii... tzn. najpierw kwaterka i dwa dni pionierki, potem kolonia, a potem obóz. I obóz był mistrzem. W mojej klasyfikacji plasuje się na drugim miejscu zaraz po Babilonie. A to naprawdę dużo... bo Babilon to mistrz, a i Wydminy (do tej pory na drugim) niezgorsze. Kocham 169. Naprawdę, moja miłość do szczepu ostatnio słabła, ale teraz wzrosła z całą mocą. Ci wszyscy ludzie, z którymi spędzam miesiąc, codziennie widząc ich na stołówce, w trakcie zajęć i w ogóle... wiem, że mogę pójść do Isi, pogadać, pośpiewać, pójść do Ryców i pytać o gwizdek, pożyczyć latarkę, albo kadrę;], a potem nagle trach... ładują nas do autokarów i siłą ciągną do Warszawy... to jest najgorsze. Strasznie tęsknię. Nie chcę tu być. Kręci mnie tylko prysznic, którym już się dostatecznie nacieszyłam... naprawdę, mogę spać w -syfnych skarpetkach tych samych (do spania:P) od dwóch tygodni zwinięta na kocu na pomoście, wolę to niż pachnącą proszkiem do prania pościel... wolę, bo wtedy wiem, że jestem na obozie i bawię się najlepiej na świecie. A co do kolonii... to też niesamowicie tęsknię za tymi dziećmi... przez dwa tygodnie byłam dla nich Adasiem Niezgódką, kochaną dh. Becią, a potem fru i wyjechały, a ja pojechałam na obóz... i już nie będę ich druhną, bo od września zakładam swoją gromadę... lista podziękowanio-pozdrowień będzie tym razem bardzo długa... dłuższa niż rok temu nawet...
-Bogusi - za to, że przyjęła nas pod swe skrzydła na czas kolonii i dobrze się bawiła z naszym czerwono-żółtym timem, bo czerwony i żółty daje razem pomarańcz:),
-Bartiemu - za to, że już odkryłam, że jego ego nie mieści się na naszej planecie, ale jest też czasem bardzo fajny i mniej próżny,
-Jackowi - za towarzystwo, kiedy byłam chora,
-Tomkowi Tr. - za bycie Szczepowym... i oboźnym na kolonii... za mądre słowo,
-Tomkowi K. - za bycie, za krzyżówki, książkę i rozrywki w czasie mojej choroby, za rozmowy, za pomoc w układaniu wszystkiego, za tę dziwną relację,
-Martynie i Kasi B. - za bycie komendą i za home soksy:D przydały się na obozie(zbiorowo, bo nie wiem, która wybierała:),
-Karolowi - za słodkie bułki, które po tygodniu wychodziły mi uszami, za transport na i z kolonii, do szpitala, za hot-dogi,
-Aśce - za odwiedziny i dobrą radę, którą służy odkąd ją znam,
-Ulce - również za odwiedziny, za kartkę, za nakręcanie z umiarem... (w tym roku w odróżnieniu od zeszłego Tobie dziękuję, może to spowoduje, że zatęsknisz jeszcze bardziej za lasem),
-Isi - za bycie Isią, za to, że mimo braku czasu zdarzało nam się pogadać,
-Góralowi - trochę na wyrost za "Przyjdzie rozstań czas", którą mi obiecuje i za to, że go polubiłam,
-Kasi - za nasze asertywne rozmowy, za jej śmieszny humor w szpitalu i ogólnie wieczorami, za to, że się nie zjadłyśmy nawzajem mimo wszystko,
-Werze i Adze - wybaczcie, że zbiorowo, ale nie zbiorowo byłoby zbyt osobiście, a tego nie chcemy... za to, że mimo wszystko choć miały już mega dość... wysłuchiwały i rozmawiały... i że Aga zawsze miała jakieś odkrycie albo stwierdzenie,
-Maćkowi, przy okazji gratulując nowej funkcji... za przełożenie wirtualności na realność, że tak powiem na przykład,
-Weronice - za to, że za mną tęskniła i jako jedyna to powiedziała;] i że powiedziała, że ze mną są najlepsze ploty, cokolwiek miała na myśli:P,
-Izie - za całokształt jak sądzę,
-Ani - za to, że jako jedyna zawsze doceni moje żarty... no chyba, że są dnem totalnym...
-Szymonowi - za herbatkę na zły nastrój,
-Kasi Koso- za jej romans wyimaginowany nieco,
-Mai - z gratulacjami złożenia przyrzeczenia... za to, że nie zrażała się moimi wymyślnymi plotami i monotonią,
i całemu obozowi jak sądzę, bo było, tak jak miało być i przyczynili się do tego wszyscy, którzy tam byli...

sobota, 28 czerwca 2008

Jestem licealistką, zaraz wyjeżdżam na kwaterkę.

No, może nie zaraz, ale koło 16... a co do liceum, to w Dobiszu jestem. Byłam na 6. miejscu w klasie z moimi 139 punktami... więc może dam radę i nie będę lecieć na samych 1... ale to dopiero od września, teraz zaraz wyjeżdżam na mazury do Zyzdrojowej Woli, a raczej w jej leśne okolice, potem dnia 6.07. przejeżdżam 15 km dalej na koloniję do Piecek i tam trwam do 20 lipca męcząc i będąc męczoną przez moje ulubione zuchenki:). Później wracam na obóz, by spędzić tam dni jedenaście i wrócić 31 lipca na jedyne niewyjazdowe dwa tygodnie w czasie moich tegorocznych wakacjonów. Następnie KWZ... ale to już będę się nad tym rozwodzić za miesiąc. A wracając do nowej szkoły/klasy, to integracja gronowa klasowa się pojawiła i już wirtualnie kojarzę 8 osób z mojej przyszłej 1G;]. Bedzie tam tylko 7 chłopaków na 32 osoby! Pomoooooocy... dobra, sama chciałam do humana;]. Ale po gimnazjum, gdzie było 8 dziewczyn na 20 osób... to będzie niezły change... No, to teges, pozdrawiam i do przeczytania za miesiąc.

czwartek, 19 czerwca 2008

To jest już koniec... nie ma już nic...

jesteśmy wolni... możemy iść! I to powiem Wam, że dokładnie tak. Jestem kompletnie i totalnie wolna od jakiejkolwiek edukacji na czas 2,5 mies. Nie chodzę w tej chwili do żadnej szkoły. Ale tak totalnie żadnej:D. Lansik.pl i tyle;]. Ale też Wam powiem, że trochę żal. Bo nie byłam specjalnie zakochana w tej klasie, ale tych parę osób, które lubiłam, albo tolerowałam, a z którymi tak naprawdę w większe przyjaźnie nie wchodziłam... zapewne zniknęło z mego życia na zawsze. I to nie prawda, że nie mam żadnych wspomnień i nic to dla mnie nie znaczyło. Spędziłam tam w końcu większą część ostatnich 2,5 lat... z tymi ludźmi, w tej szkole, z nauczycielami, na wyjazdach (z moim udziałem dwóch). Tak, wiem, byłam z boku, bo sama chciałam. Nie byłam tam chyba nigdy do końca sobą. Ale nie wiem co tak naprawdę jest definicją "bycia sobą". Bo jeśli chodzi o życie w zgodzie ze swoimi przekonaniami i ideami to zwykle byłam sobą. Tylko nie zawsze dobrze się z tym czułam. I na koniec napiszę, choć pewnie nikt z mej klasy tu nie zagląda (no może poza Zuzką:P), że pozdrawiam... Pawła... oj bardzo Pawła, bo on wie, że jest ważne, że jest, nawet jak go nie ma, a teraz częściej go nie będzie niż będzie. Oj, dużo częściej. Piotrusia, za jego agresję, łaskotanie, mazanie, krzyki, całokształt... strasznie Cię lubię, Piotruś:). Ankę... bo tak. Bo jest leniem i najgorszym typem ucznia i mega się różnimy. A mimo to, ze wszystkich dziewczyn w tej klasie najlepiej się rozumiałyśmy i chyba mogę to od razu powiedzieć z pewnością wzajemności. Zuzkę, bo czai żarty, bo choć głębokiej więzi tu nie ma, to jednak lubię... Tomę, bo jest mistrzem twarzy pokerzysty, żartów i wszystkiego. I całą resztę też, nie będę wymieniać już z imion i zdradzać tu innych zależności międzyludzkich mych z nimi. Ale, trzecio be, lubię Cię:).

piątek, 13 czerwca 2008

Prawieże wolność:)

Wczoraj były wyniki testów, zaniosłam rybkę z płyt CD, której moja wychowawczyni nie chciała nawet oglądać i wstawiła mi 5:), więc średnia oczekiwana będzie. Wczoraj też zawiązałam 900 balonów na dzisiejszy bal. Mam teraz zdartą skórę na palcach, ale co mi tam;]. Z testów dostałam w sumie chyba dużo, ale nie będę ukrywać, że tylu się spodziewałam. 39 mat-przyr., 46 human. Co razem daje 85 (sama nie dałam rady tego policzyć zaraz po otrzymaniu wyników, pozdrawiam Cię, Aniu;]). No, a jutro jadę na biwak zuchowy. A potem jeszcze teoretycznie 4 dni i wolność, ale tak naprawdę, to nie wydaje mi się, że jeszcze cokolwiek w tej szkole zrobię. Pozdrawiam. Jeszcze nie końcowo, bo jak się znam na sobie to jeszcze tu napiszę, ale ogólnie.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Uaua

Wiem, wiem, wczoraj albo jakoś całkiem niedawno pisałam. Ale co z tego, skoro teraz chcę też? Pokochałam dziś Pola Mokotowskie. Bo tam jest takie cudowne miejsce, mimo że całkiem standardowe i ani trochę nie wydumane. I tam jest naraz gorąco i chłodno, czyli tak super przyjemnie. I jak tam tak sobie siedziałam, to było tak łałałiła, że mogłabym tam siedzieć do końca świata. I to jest dziwne, że mieszkam tak blisko, a tak rzadko tam bywam i nawet nie wiedziałam o tym cudownym miejscu. Więc chyba zacznę tam bywać. Albo i nie. Bo ja nie jestem typem romantiki-samotniki, więc nie wiem czy to przejdzie. Pozdrawiam Cię.

sobota, 7 czerwca 2008

Różniasto

Zakładam serwis stron www. Mój zakres: html i podstawy php. Niestety, wszystkie terminy zaklepane aż do września. Za to sama chętnie przejdę kurs joomli... bo zdecydowanie mi się to przyda do zrobienia strony drużyny... więc jeśli ktoś coś wie na ten temat i chce się ze mną podzielić, zachęcam;]. Dziś było święto szczepu... Oczywiście, jak zawsze, mimo wszystko znów się zgubiłam. Ludzie, mam 16 lat, jestem w na harcerstwie od kurczę 4 lat,a przedtem jeszcze w na zuchach rok... i nie jestem w stanie nie zgubić się w lesie. Po prostu nie umiem:P. Ale tym razem to nie była kwestia mapy... po prostu źle zrozumiałam komunikaty. No dobra, już się nie tłumaczę. A tak w ogóle to za 5 dni wyniki testów, a za 6 bal... szaleńcwo pełną parą, no nie? Później warszawska wolność, czyli taka, za którą nie przepadam, następnie zabawy z liceami w papiery, a następnie moje wakacje pod hasłem "harcerka dziś, jutro i zawsze", zaczynam od kwaterki. Faaaaaaaaaaaajnie jest, no nie? Tylko trochę mnie rutyna zabija. Ale to już niedługo, bo koniec roku bardzo niebawem.

środa, 28 maja 2008

Nic się nie dzieje...

a powinno. Nie chodzę do szkoły, bo moja droga 3b wyjechała na zieloną szkołę, a ja nie chciałam:P. Więc nie chodzę. No i powinnam robić inne rzeczy, których do zrobienia mam dużo dużo... ale pogoda jest tak cudowna, że nie umiem:P. Umiem tylko siedzieć na dworze, a potem oglądać filmy z Johnnym. I tak sobie myślę, że mogłabym być kapitańską babą Jacka Sparrowa... albo Lucy Sweeney'go... albo po prostu Vanessą Paradis... ale nieważne, to jest nierealne, więc pomińmy to milczeniem:P. Najgorsze, to jest to, że od poniedziałku jednak idę do szkoły. I jeszcze do 19 czerwca muszę tam chodzić. Nie lubię, nie lubię, nie lubię... to znaczy lubię, ale tylko parę osób... a tego wszystkiego, co związane ze szkołą jako instytucją (prace domowe, klasówki...) nie znoszę i nienawidzę. Tak powiem. Pozdrawiam... wszystkie moje współfanki Johnnego, ze szczególnym wskazaniem na Agatę;]. I innych tam też, powiedzmy...;P

poniedziałek, 19 maja 2008

Koniec roku już czuć, a ja będę zuchmistrzynią

Nauczyciele twierdzą, że wcale nie, bo to dopiero za miesiąc (i to dokładnie), ale jak dla mnie, to już naprawdę niebawem. Oceny już prawie wystawione (dla mnie to dobrze, że jeszcze "prawie")... polonez staje się podstawą i na jego rzecz są przenoszone klasówki... żyć nie umierać. Co prawda pogoda się trochę spsuła ostatnimi czasy, a konkretnie jakieś 15 min po moim powrocie z KWZ-tu, na który wzięłam li i jedynie cienką bluzę, więc dobrze, że dopieroż wtedy:). I było całkiem przyjemnie na tym KWZ-cie, zaliczyłam noc w muzeum, powycinałam kogutka, kogutka (taki żart bardziej, bo kogutek to forma nieco dla mnie za trudna:P), nawiedziałam się paru fajoskich rzeczy i poznałam przyszłe zuchmistrzynie Chorągwi Mazowieckiej ZHR (i nie tylko mazowieckiej i nie tylko ZHR, wbrew pozorom). A do tego się MEGA nie wyspałam. I teraz to nadrabiam zamiast wycinać rybki z płyt CD... a powinnam... bo moje oceny z techniki nie są dobre;]. No, nieważne. Pozdrawiam cały tegoroczny KWZ-cik i parę tam osób innych też.

środa, 7 maja 2008

Jestem chora i mam mnóstwo rzeczy do roboty

Tak, całą zimę przechodziłam bez katarku nawet, a teraz jak się zrobiło ślycznie, to co? Beatka złapała jakieś przeziębienie i leje jej się z nosa jak z wodospadu Niagara, a gardło nie pozwala normalnie mówić. A tu trzeba do szkoły chodzić i ocenki poprawiać! Dziś nie byłam, żeby chociaż trochę wydobrzeć, bo jutro być muszę - dają loginy i będą nas kursować w sprawie tego systemu rekrutacji Jakmutam. Oprócz tego ciągle mamy próby poloneza, a ewolucje, które mamy wykonać trochę przerastają możliwości niektórych;]. Ale fajnie jest. Ciepełko i w ogóle, szkoda, że nie miałam czasu i możliwości powtórzyć zeszłotygodniowego przypieczenia na słoneczku, bo moja opalenizna zaczyna tracić na mocy. Najbliższe dni też nie malują się w barwach sprzyjających opalaniu. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę wszystko poprawić i być fajną:P. Pozdrawiam.

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Wiossenka

Tak. Ona jest już oficjalnie i na dobre, mam nadzieję. Wczorajśmy się spiekły z drim skquadem na ogromnej działencji Agi... Nie wiem jak one, ale ja jestem MEGAczerwona i moje ramiona wyglądają jak świeżo wyjęte z pieca szynki (takie "szynki z pieca"). Poza tym mam tak potwornie dużo rzeczy do roboty, żeby poprawić oceny, że naprawdę całkowicie serio się zastanawiam, co ja tu jeszcze robię. Ale po tych testach i przez tę pogodę złapał mnie taki mega leń, że nie mogę. Oprócz tego wiele rzeczy z serii harc, a raczej zuch. KWZ część majowa za pasem, co tydzień zbióreczka też jest, biwak zuchowy hufca do przygotowania, co prawda w fazie wstępnej już gotowy, przygotowywanie zajęćna kolonijkę... ponadto sama nie wiem kiedy odpocznę w te wakacje... mój grafik przedstawia się następująco: kwaterka (7-8 dni), kolonijka (ok. 14), fragment obozu (11 dni), zamykanie Samarytanki (1 dzień, ale ile rzeczy do zrobienia), pielgrzymka do Częstochowy (ok. 10 dni), KWZ część właściwa (ok. 14 dni)... kiedy ja odpocznę przed tym wielkim wyzwaniem jakim jest liceum ogólnokształcące? Kiedy ja kupię radośnie książki i zeszyty? Ach, ja biedna nieszczęśliwa, sama chciałam, i, szczerze mówiąc, nadal chcę. Ale nie ma lekko. Choć można to nazwać wypoczynkiem aktywnym:). Poza tym, mimo całej mej niechęci do gim nr 36, jest u mnie w klasie parę osób (3 do 4), których będzie mi brakować... i conajmniej trzy, za którymi będę seriously tęsknić. Ale to jeszcze dwa miesiące, tak? więc nie ma co się roztkliwać, na to przyjdzie czas, a Paweł i tak wie:*.

środa, 23 kwietnia 2008

No i już po.

Po wszystkim. To nie było ani trochę be. Było łatwiej, niż kiedykolwiek mogłam przypuszczać... i wyniki będę miała raczej sporo powyżej moich oczekiwań sprzed tygodnia, czy dwóch. Ale nie napiszę, czego się spodziewam, bo zapeszę i potem będzie, że się sadzę wyżej niż powinnam. Tylko powiedzcie mi teraz, po co się uczyłam tych wszystkich wzorów? Tych objętości i pól kul, walców i stożków? Alkinów, alkenów i tego wszystkiego? Czemu się martwiłam, że w ogóle nie umiem fizyki? Podali praktycznie wszystkie potrzebne wzory... punkty, które stracę, to jedynie przez moją nieuwagę i nieumiejętność liczenia:P. A jeśli chodzi o humana... to było jedno pytanie z historii... jedno jedyne... no i oczywiście Beatka nie umiała. No, ale poza tym jest cacy. Pozdrawiam, dziękuję za trzymanie kciuków i wszystko. Jestem wolna... tylko teraz jeszcze pozostaje niekomfortowe pytanie - czy dobrze przeniosłam odpowiedzi na kartę odpowiedzi w humanie?... no cóż, dowiem się w czerwcu:P.

środa, 16 kwietnia 2008

Już się nie boję

wielkiego be. Nawiązałam większy kontakt umysłowy z matematyką i są jej dziedziny, które uwaga! (nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem/napiszę) lubię! Więc teraz siedzę i katuję testy matematyczno - przyrodnicze próbując przejść samą siebie i zdobyć 35 punktów, bo to przy założeniu 45 z humana, bo jest dużo bardziej w moim zasięgu (z próbnego 44, bo się pani pomyliła przy sprawdzaniu i napisała 43:P) da mi szansę dostania się do liceów o progach nawet 130 pkt! I to tych, w których w humanach chcą oceny z matmy. Tak, wiem, wszystkich niesamowicie to obchodzi:P. Ale ja w tym momencie, co do mnie naprawdę niepodobne, żyję jeśli nie tylko, to zdecydowanie głównie tym. A jeszcze parę klasóweczek z różnych przedmiocików do napisania, żeby te 130 pkt było realne. Więc, trzymajcie kciuki 22 i 23 kwietnia, żebym jednak przeszła samą siebie:). Potem, obiecuję, że będę mniej monotematyczna i wrócę na dawne tory rozumowania:P. Chociaż, w sumie nie wiem co lepsze;]. Pozdrawiam. Tych, co będą teściki pisali wraz ze mną, albo równolegle i tych, co mają zamiar trzymać kciuki:P.

środa, 9 kwietnia 2008

Wielkie be tuż tuż, a ja mam kuku na muniu.

Tak. Zrobiłam sobie kuku na muniu. Ale to niechcący, naprawdę. Co poradzę, że przez trzy lata nie nauczyłam się, że nad schodami prowadzącymi do szatni jest uwaga niski strop... No to poszłam do lekarza i kazał mi siedzieć dwa dni w chałupie i nie ruszać komputera, TV, jak najmniej czytać i w ogóle nic nie robić najlepiej... na szczęście, już mija drugi dzień. Muszę się przyznać, że trochę obeszłam te zalecenia i chwilami używałam komputera i TV... No, ale weźcie se kurcze siedźcie dwa dni i nic nie róbcie... A to wielkie, złe be, którego się boję, nastąpi już za dwa tygodnie. Normalnie minęło... jak z bicza trzasł, że tak poiem;]. Ale szczerze mówiąc, to chciałabym, żeby to było i minęło już. Jak najszybciej. I tak nie grozi mi więcej niż 75 pkt, więc po co się przejmować, no nie? W ogóle już końca roku chcę. Tak, wiem, jeszcze dużo, dużo czasu. Ale mam po dziurę w głowie (tę, po uwaga niskim stropie) tego gimnazjum. I chcę już wakacji, a potem, mam nadzieję fajniejszości w liceum. Tak, wiem, nadzieja matką głupich. Naprawdę wiem...:P. Ale teraz przynajmniej planuję być w bardziej odpowiednim dla mnie profilu... bo mat-chem-fiz-inf, to ZDECYDOWANIE nie to, co tygrysy lubią najbardziej. Dziękuję za uwagę podczas mojej tyrady i pozdrawiam Was wszystkich, którzy wytrwaliście aż do końca. I, kurczę no... komentarze lubię. Serio.

poniedziałek, 31 marca 2008

Nie chcę mieć męża, bo będę go musiała kochać bardziej niż Sweeney'go.

Tak wam powiem. Wiem, że to dość oryginalne stwierdzenie... ale co poradzę, że tak mam? Dobrze, że do ślubu mi jeszcze daleko i mogę spokojnie kochać Sweeney'go... i Johnny'ego... choć długo się broniłam twierdząc, że lecenie na Johnny'ego to lans i że ja nie będę, to teraz muszę oficjalnie przyznać... że jest cuuuuuuuudowny. I zazdroszczę Adze i Agacie, bo one go odkryły już wcześniej. To tak z osobistych wyznań... a poza tym, był Meksyk, a my nie brałyśmy czynnego udziału... tylko na apel przyszłyśmy i się z Werą na poczet sztandarowy załapałyśmy. I już jest ciepluuuutko i słoneczko i w ogóle, niech tak zostanie... proszę. I chcę też, żeby był już maj. Chcę wyciąć cały kwiecień... bo najbliższe trzy tygodnie będą bardzo be... zwieńczone największym be świata. Nie nazwę tego po imieniu, bo wtedy stałoby się to jeszcze bardziej realne. Ale wiecie o co chodzi. Nnnno, ale na razie jest wiossssenka i cieszmy się!
Pozdrawiam... wszystkich:). I jeszcze Wam powiem... że nie to, że coś, ale ja się naprawdę za komentarze nie obrażam;].

sobota, 22 marca 2008

Święta, święta i w ogóle.

Generalnie, święta są i zaraz idę ze święconką. A tak w ogóle to średnio mi się podoba, że ta Wielkanoc jest bardziej zimowa niźli było Boże Narodzenie... no ale co poradzę. Poza tym bardzo miło mi ten wolny czas dotąd mija. Naprawdę miło:). Ale... mam mnóstwo rzeczy do roboty... i jakoś tak na maksa nie chce mi się do nich zabierać. Pewnie dlatego, że mam wolne i za dużo czasu przez to. Ale kiedyś się wezmę:). Trzymajcie kciuki, bo naprawdę wszystkie rzeczy, które muszę zrobić mają status "ważne" i "pilne"... Wesołego jajka! Suchego Dyngusa (bo zamarzniecie jak Was poleją...) i w ogóóóóóóle:).

piątek, 14 marca 2008

Dobre zło jest gorszym złem...

Tak. Teraz będę tu pisać moje przemyślenia w formie prostej a jednocześnie zawoalowanej. Może to jest emo i wkurzające, ale tak chcę. Przynajmniej dziś. I chcę odpocząć wreszcie od tego co ciągle świadomie, lub mniej świadomie robię. Chcę, żeby się zachowywali jak kultura polska nakazuje. Nie wiem czy polska tylko, ale ogólnie. Ale szansa, że tak się stanie jest tak znikoma jak to, że piękne sny się spełnią. Bo sny, które mam są zbyt piękne. I stają się przez to dobrym złem, które jest złem gorszym jak już wspomniałam w temacie. I się czepcie tramwajów jak nie wiecie o co mi chodzi. A wiem, że raczej nie wiecie i wolę, żebyście nie wiedzieli. Pozdrawiam cię, K., bo ty mi pomogłeś w takim spojrzeniu na sprawę.

poniedziałek, 10 marca 2008

Męcząco, ale i radośnie. Szszszuuu! Wiosenka!

Tak jak w temacie. Dużo się dzieje, nie mam prawie czasu na nic. Ale jest wiosna! I wiele sukcesów też mnie spotkało... różnorakich. Samarytankę np. otwarłam:P. I na konkursie z chórem szkolnym byłam... i nabór przygotowuję, bo jutro będzie... i jeszcze wiele, wiele tam rzeczy, ale to takie wiecie... nie dla ogółu. Bo ogół by nie zrozumiał. I by było, że jestem dziwna. A i jeszcze Tomek T. miał urodziny. I było fajnie, szatańsko wręcz. I wszystkiego najlepszego raz jeszcze. I pozdrawiam wszystkich:). I specjalnie dla Jessuni: szszuu! (można to traktować jako indywidualne pozdro;)

piątek, 29 lutego 2008

Już po wszystkim na razie.

Tak, wszystko na co czekałam już się skończyło. Sromowce już tak dawno, że prawie nie pamiętam, ale to pewnie dlatego, że potem było zimo i przyćmiło. Ale i zimo się skończyło. Było megaekstra i lepsze niż w zeszłym roku i niż dwa lata temu i niż cztery lata temu... no, najlepsze po prostu. Zgrane, zgrzane, rozśpiewane i roztańczone, zintegrowane, walentynkowe, no super generalnie. Ale się skończyło. I potem drugi tydzień ferii, relaksacyjny, owocny w prawie do końca rozpisaną samarytankę, DMB, miłe after party, nadzieję na lepsze jutro, aktywny i w ogóle pozytywny. Ale też się skończył. No i przyszła szkoła, co prawda dwa dni, bo teraz rekolekcje mam, ale zawsze. No i wyniki testów próbnych... oczywiście poszło gorzej niż sądziłam... human 43, matma 25... z tej matmy to się cieszę w sumie, bo na normalnym tak nie będzie, ale human... naprawdę mogłam się bardziej popisać. No cóż, pozostaje mi tylko liczyć, że na końcowym będzie jak trzeba. Ale wiecie co? Wiosna za pasem, więc mimo że już po wszystkim, to się cieszę, będzie ciepło, obudzi się to i owo... tak, nadzieja na lepsze jutro chyba została, wiosna ją utrzymuje. A ja siedzę tu o tej późnej, prawie już wczesnej porze i piszę tę notkę, bo naszła mnie potrzeba. A jutro (dzisiaj) trzeba będzie wstać o 8:30... i będę żałować... i radzą mi już iść spać...
więc kończę i pozdrawiam...
całe 169 i 123... za najlepsze zimo w mojej historii...
wszystkich z after party...
Magdę Lecz. za posyłanie mnie teraz spać...
i nie będę dalej indywidualnie, bo byłoby tego za dużo i zbyt osobiście... ale mam nadzieję, że Ci których mam na myśli wiedzą, że jakby mi starczyło sił, pomysłu i odwagi to bym ich tu wypisała:).

środa, 30 stycznia 2008

Testy próbne za mną... a przede mną?

No właśnie, co przede mną? Sromowce, które mój mózg z niewiadomych przyczyn ciągle przerabia na "Serwy", już w sobotę (przypominam - jest środa). A potem praktycznie zaraz zimowisko. No to co? No to wypadałoby się radować i luzować. Ale nic bardziej mylnego... przez te dwa dni, które jeszcze mi zostały do błogiego nic nie robienia opodal Cisowego Dworku (tak, tak moi drodzy, którzy wiecie czymże jest/był Cisowy Dworek, właśnie o niego chodzi), mam 3 sprawdziany i to oczywiście oceniane już na drugi semestr, zaliczenie cudownego sercowego pudełka, które jeśli się nie rozpadnie od samego patrzenia na nie to będzie nieźle, a muszę je jeszcze przetransportować na ul. Polną, kupno bluzy mundurowej, bo określenie, że moja dotychczasowa woła o pomstę do nieba jest już za delikatne, zorganizowanie kłódeczki do skrzyneczki, zrobienie tabelek maszbaboplackowych i takiego mnóstwa innych rzeczy związanych z zimowiskiem, że mi się odechciewa na samą myśl. Ale nie tracę ducha. Jest git, dam radę.
A jeszcze tak do tych testów nawiążę - polonistyczny całkiem spoko, myślałam tak sobie, że się uplasuję między 45 a 50 pkt, ale w sumie nie wiem, bo pomyliłam odrodzenie z oświeceniem, ćwokerówa no... a mat-przyr, słuchajcie, drodzy moi jak na mnie to chyba będzie nieźle, tak sobie myślę, nie wiem czy nie zbyt śmiało, że może powyżej 25...? Już po wszystkim, bo napisałam, ale może jak potrzymacie kciuki to jeszcze się tam te błędy przeczarują czy coś. No więc pozdrawiam. Pewnie następny notiszon dopiero po zimowisku, więc wiecie. No chyba, że mnie najdzie jakoś w te 24 godziny które spędzę w Warszawie między Sromocami a Zawoją. Ale nie wydaje mi się. No, to słuchajcie, pa.

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Dużo wszystkiego

Niestety, niezbyt pozytywnego. Komputerów już nie darzę aż tak negatywnym uczuciem jak ostatnio, ale ciągle średnio przepadam. Teraz muszę moją trzyletnią zbieraninę wszystkiego zaczynać od zera i to jest naprawdę bardzo smutne. Robię zajęcia na zimowisko, a mam jeszcze mnóstwo innych rzeczy do roboty. Z czymś się na pewno nie wyrobię. Trudno, nawet takim mistrzom jak ja się zdarza;]. Chciałabym mieć czas wolny i spędzać go tak, jak w zeszłym roku przerwę świąteczną, bo w tym była za krótka i nie wypoczęłam. Teraz najbliższym jasnym punktem są Sromowce, ale i tego trochę się boję, wyznam Wam w sekrecie, bo nie wiem jak to sie uda z tym pociągiem. A pierwszego dnia zimowiska na pewno nie mam zamiaru tracić. Pozdrawiam... Werę i Agę, i Pawła, i Piotrka w sumie też, ano i Agatę, i oczywiście Kasię, która miała urodziny i była impreza, impreza. Tak, fajnie było. No, to papson.

czwartek, 10 stycznia 2008

Nienawidzę komuterów, wiecie?

Tak, ogólnie je biorąc, nienawidzę. Są beznadziejne i za mało się na nich znam, żeby móc się nimi ciągle cieszyć, a mimo to są mi bardzo potrzebne w życiu. Niby mam laptopa, ale nie, bo co? Bo się zepsuł po dwóch dniach, niby mam komputer normalny, który od 3 lat jako tako funkcjonował, ale co? Dwa dni po laptopie musiał skasować wszystkie dokumenty mojego użytkownika i zostawić tylko jakże mi potrzebny przy niedziałającej nagrywarce program "Burn4free"... Przepraszam za ten wywód, ale kurczę, nie mam teraz nic. Żadnych zdjęć, ze wszystkich, które gromadziłam od 3 lat, żadnych piosenek, które podobnie, plików strony drużyny (no, te ostatnie to dam rade odzyskać z serwera może, ale i tego nie jestem pewna, bo chyba zapomniałam hasła;/). Generalnie, fajnie jest;]. Ale nie załamujmy się, trzeba być dobrej myśli, już neidługo zimowisko, a przedtem Sromowce, do których nie wiem czy jadę w sumie, bo kolidują nieco z zimowiskiem, ale dam radę, tak! Dam radę, a co?
Pozdrawiam! Wszystkich!