piątek, 21 grudnia 2007

Święta, święta

Wigilia już w poniedziałek, a dzisiaj zaczynam krótki w tym roku, bo tylko dwuczłonowy cykl "wigilii jakichś tam". Dziś wigilia drużyny, a w niedzielę Szczepu. I byłoby zupełnie fajnie, gdybym nie była chora;]. Moje gardło zdecydowanie woła o pomoc, a ja mu tej pomocy nie umiem udzielić. Ale nie zrażam się tym i chodzę po świecie z nieco zepsutym samopoczuciem. Wczoraj drukowałam świąteczny numer "Redjelołka" wraz z Werą... zajęło nam to nieco więcej czasu, niż przewiduje ustawa, ale to przez zepsutą kopiarkę;]. I okładki są różnokolorowe. Ale to dobrze, bo oryginalnie. Ważne, że się udało. Wydaje mi się, że już nie napiszę przed Świętami, więc życzę wszystkim wesołych ich. Pozdrawiam. Everybody pozdrawiam.

niedziela, 9 grudnia 2007

Różne rzeczy się dzieją się

Byłam na biwaku tydzień temu i było jak zawsze - zimno, bezsennie i się zgubiłam, ale i tak fajnie:D. I były zajęcia i się dowiedziałam, że jestem barwna i romantyczna, energiczna i szczęśliwa, i zmęczona i w ogóle... z tym ostatnim to się zdziwiłam, bo bardziej do energicznej się poczuwam, no ale nieważne.
A wczoraj (a w sumie to przedwczoraj też;]) byłam na urodzinach Agi G. i było eXtra. No i nie wiem co więcej napisać, więc kończę i pozdrawiam wszystkich, którzy imprezowali u Agi:).

czwartek, 22 listopada 2007

Niefajnie jest

Nie mam wody w kranie do jutra rana, jestem chora, muszę się spakować na Filipa i w ogóle ajajaj. Użalam się, a co? Nic fajnego się nie dzieje, to mogę. I więcej mi sie nie chce pisać, bo naprawdę nie ma co. Pozdrawiam.

czwartek, 8 listopada 2007

Nie lubię "Krajki", listopada i mnóstwa innych rzeczy

"Krajki" nie lubię, bo się przez nią zakałapućkało... nie będę precyzować. Poza tym mam za dużo do zrobienia, nie mam czasu na nic i jeszcze nawet nie obejrzałam zeszłotygodniowej Magdy M.! Jeja, trzecia klasa gymnazjum naprawdę NIE JEST fajna;/. Mam pozapychane wszystkie weekendy do tego stopnia, że wiem już co będę robić 15.12.br:P. Więc generalnie czadowo, impreza i w ogóle... i chcę już jechać do Sromowiec, ale to dopiero za cztery miesiące:(. Nie wiem jak wytrwam. Mam dość, wkurzają mnie ludzie, szczególnie niektórzy mimo że tak naprawdę nic do nich nie mam i ogólnie jestem nieszczęśliwa. Właśnie.

poniedziałek, 29 października 2007

Mamy najlepszy ZZ w hufcu, dopada mnie nostalgia.

Tak więc wczoraj wróciłam z rajdu panterkowego, na którym to wraz z moim przeboskim zetzetem wygrałam rajdową gę i zdobyłam miano najlepszego ZZ-tu w hufcu "MoKOTów", także wiecie, szpan po całości.
Oprócz tego dopadają mnie jakieś takie nostalgiczne myśli... którymi się nie podzielę z ogółem bo są zbyt, że tak powiem intymne. Ale powiem Wam tylko, że skłoniła mnie do tego książka "Jesienna miłość", na podstawie której nakręcono "Szkołę uczuć", mój ukochany zaraz po "Amelii" i "Efekcie Motyla" film, także naprawdę polecam (płakałam od 20 strony, ale może jak ktoś nie zna filmu to zapłacze trochę później:P, albo w ogóle, ale to musi być bez serca lub też po prostu mniej emocjonować się melodramatami...). Co poza tym? Chyba nic, oprócz tego, że z cudownej olimpiady polonistycznej dostałam 31/60 punktów, podczas gdy 54 pozwalają przejść do następnego etapu, ale to chyba nie ma czym się chwalić, no nie? Po prostu chciałam uczciwie tu napisać, że i niepowodzenia mi się zdarzają, a nie że tylko się wożę:P. Pozdrawiam... wszystkich chyba...

wtorek, 23 października 2007

Nie lubię tytułów pisać...

Trochę się powożę, oky? No więc, zamknęłam próbę na starszą ochotniczkę (już oficjalnie, rozkazem) i zostałam przyboczną. A co:). Bardzo mnie to cieszy, naprawdę. Oprócz tego dziś miałam boski dzień w szkole... tylko, że to sarkazm. Pisałam trzy klasówki. Trzy! Jednego dnia... z angielskiego, polskiego i matmy. Jakby tego było mało, na tej z matmy czułam się jakby mi ktoś przywalił siekierą w łeb (choć w sumie nigdy mi nikt tak nie zrobił, więc to tylko moje domysły), bo dostałam migreny. Jutro piszę klasówkę z czytania ze zrozumieniem. Szkoła jest niedobra. Bardzo niedobra. Chcę wakacji... albo chociaż weekendu... a w ten weekend się nawet nie wyśpię, bo mamy Rajd Panterkowy. Ale mam nadzieję, że będzie fajnie;D. Właśnie pracuję nad ulotką reklamującą Matecznik z tej okazji.
Pozdrawiam wszystkich, których naprawdę lubię z mojej klasy, czyli Zuzię, Ankę, Piotrusia, Pawła, Miloszka i Damiana, a ponadto cały mój hufiec "Mokotów".

czwartek, 18 października 2007

Coś ciekawego to nie... ale ogólnie się żyje się.

Wiecie, że rozważałam możliwość zaprzestania blogowania? Tak, przez parę dni w ogóle nie miałam zamiaru tu już nigdy pisać. Ale stwierdziłam, że jednak to lubię. Fajnie tak czasem popisać pierdoły i wiedzieć, że ktoś to sobie czyta i może nawet cieszy go, że może to sobie poczytać, bo wiem, że i tacy są.
Z takich fajniejszych aspektów, to zamknęłam wreszcie próbę na Starszą Ochotniczkę i jestem z siebie zadowolona, rozpoczęłam także spotkania przygotowujące do bierzmowania, z tym że jeszcze nie oddałam kartki z nr aktu chrztu i nie wiem co z tego wyniknie;].
Z tych mniej fajnych - wczoraj pisałam najtrudniejsze pod słońcem coś z dziedziny polskiego, co w swoim krótkim życiu (jak mawia ks. Andrzej) zdarzyło mi się pisać - tegoroczną olimpiadę polonistyczną, dziś na biologii, a właściwie jeszcze na historii zrobiło się ze mną coś dziwnego (piszę tak pobieżnie, bo sama nie wiem czym jest to "coś") i wróciłam przedterminowo do domu ze szkoły. I zdradzę Wam w sekrecie, że nie mam pomysłu na jedną stronę w Gazetce Szczepu, która z resztą ma już pełnometrażową nazwę i w tym miesiącu będzie o 4 str grubsza, ale nie mówcie Karolowi:P.
Póki co to tyle z serii "emocjonujące życie Beci", do zo za jakiś czas.
Pozdrawiam wszystkich, których lubię... i mam nadzieję, że pozdrawiani wiedzą, że nimi są:).

sobota, 6 października 2007

Dziadek-squad

Pokażę Wam film. Jest boski. I nie mówcie, że nie:D.

środa, 3 października 2007

Chorób starczy mi

Odbębniłam już swój limit chorobowy na ten semestr (mam nadzieję;P), bo dziś i wczoraj sobie poprzeziębieniowałam w domu. Jutro już idę do szkoły. Poza tym, no cóż... w drużynie szykują się różne ciekawe zmiany, ale nie mogę o tym na razie tak oficjalnie, więc koniec wątku póki co;]. Oprócz tego chyba nic zdatnego do publikowania dla ogółu się w mym życiu nie dzieje... więc kończę już ten jakże długi post. Pozdrawiam:
-Werę, która mnie wczoraj "odwiedziła na dłużej", bo myślała, że dziś już pójdę do szkoły,
-Agę, która nie może się zdecydować, kiedy wreszcie obejrzy "Amelię",
-Asieńkę, bo już dawno mi zasugerowała, że może bym ją pozdrowiła na blogu;].

środa, 26 września 2007

Łyso mi.

Tak, drodzy moi... po prawie dwóch latach trzymania na głowie stadka kolegów na "d", bardzo sympatycznych w sumie, przyszła pora, by opuściły one tę moją głowę. Oczywiście nadal są ze mną (znaczy się u mnie w domu), bo przecież nie można wyrzucać przyjaciół. Teraz więc jestem łysa. Spotka się to pewnie zarówno z uznaniem jak i ze stwierdzeniami "lepiej ci było w dredach", ale co mi tam. Ważne, że ja mogę wreszcie przeczesać się szczotką jak należy, poczochrać się spokojnie po głowie, nie bojąc się, że zaplącze mi się palec i myć włosy codziennie;D. Nie powiem, że za obecnością sznurków na mym łbie nie tęsknię... bo tęsknię! Nie mogę teraz nimi zarzucić, nie ciążą mi tak milusio na karku i w ogóle. Ale przynajmniej wyglądam estetyczniej. Tak, zdaję sobie sprawę, że przez ostatnie parę miesięcy moja fryzura nie prezentowała się najgodniej. Otóż, nastały właśnie nowe czasy. Czasy Beci Bez Dredów.
Pozdrawiam:
Werę, która była ze mną w tym ważnym momencie,
moją mamę, która też tam była
pana Piotra (fryzjera) i
panią fryzjerkę (nie wiem jak jej na imię).

poniedziałek, 24 września 2007

Poimprezowo i w ogóle.

Impreza była całkiem spoko... ale nie zalicza się niestety do tych superhipermegafajnych. Innymi słowy, nie było źle, ale bywałam na lepszych. No cóż, może gdyby było więcej osób, to wyszłoby lepiej. Nie ma co się zastanawiać, liczę, że Sylwester uda się superowiej. Poza tym chyba nic ciekawego się w mym życiu nie wydarzyło. W szkole nudno, aczkolwiek dziś liczyłam na pewnego rodzaju atrakcje, które niestety się nie udały. W Szczepie w sumie też nic, oprócz tego, że Gazetka już została wysłana do większości osób i do niektórych nawet doszła. Pozdrawiam wszystkich.

niedziela, 16 września 2007

Się dzieje się...

Mam takie mnóstwo roboty w tej chwili, że aż się nie poznaję! Redaguję Gazetkę Szczepu (aż mi się tusz w drukarce skończył, a w tym tygodniu wychodzi pierwszy numer), projektuję i rozsyłam zaproszenia na impererę u Agaty (już w sobotę:D), cały zeszły i poprzedni tydzień poświęciłam akcjom naborowym, zarobkowym i takim różnym, oprócz tego odrabiam lekcje (!) i nawet się wysypiam! Jestem z siebie dumna, naprawdę. I dzięki temu już mnie nie obchodzi, że znów jest to samo, to znaczy, obchodzi, ale nie mam czasu o tym myśleć:).
Na koneic chciałabym pozdrowić: Czarka, Podlaskiego i dh. Gosię (czyli całe kolegium redakcyjne gazetki;), Kasię (za te akcje naborowo-zarobkowe), Agatę i wszystkich, którzy stawią się na imprezie.

poniedziałek, 10 września 2007

Powiem tyle:

Nie mam na nic czasu, bo odradzamy Matecznik... a poza tym znów to samo... beznadziejne to samo tylko w innym sensie. I tyle powiem. Nie w moim stylu? Trudno. Mam zły humor.

środa, 29 sierpnia 2007

Nie przyjmuję do wiadomości

Naprawdę, nie przyjmuję do wiadomości tego, że już od poniedziałku znów będę musiała zasuwać do tej boskiej placówki przy ul. Polnej. I do tego harować tam, naprawdę, cholera, w tym roku, harować jak dziki osioł (nie pamiętam czyje to powiedzonko, ale idealnie pasuje, więc sobie zapożyczyłam). Nie musicie mi wierzyć. Naprawdę, nie obchodzi mnie, czy w to uwierzycie. Bo jeszcze przez tych parę cudownych dni, które na dobrą sprawę wcale nie są cudowne przez mój niedobór, który nie wiem kiedy minie, mogę kompletnie nie myśleć jeszcze o tym. Więc już przestaję się rozwodzić nad tym wątpliwej pozytywności tematem. Zajęłabym się innym, ale nie mam pojęcia, jaki mógłby on być... więc tylko napiszę, że bardzo mnie drażni zepsucie się mojego telefonu... nie ze względu na uzależnienie... tylko na niedobór... w sumie to lubię być tak bezsensownie tajemnicza i strzelać chamskimi żartami w towarzystwie:P. A ci co rozumieją, niech się cieszą:). Pozdrawiam ich, niedobora też... i jeszcze Gregorego i Lisa, którzy mają dziwne żarty, ale i tak są czadowi i ich lubię:).

sobota, 11 sierpnia 2007

Jadę do Stachowa.

Jutro. A stamtąd na 3 dni do Ustki. Będzie faaaaaaaajnie. Jadę z Werą, potem dojedzie do nas Aga. A na miejscu pełne szaleńcwo. Będziemy jeździć na rowerowe wycieczki (mamy w planach odwiedzenie naszego tegorocznego miejsca obozu), nad Kwisno, Skąpe i Zielonkę, w sensie jeziora. Do Żabna do mojej czadowej rodzinki, do Miastka po zakupy, a na miejscu grać w karty z Jowitką, szaleć za Hubertem z Pasieki (o ile przyjedzie) i miętosić trzytygodniowego szczeniaka pani Reni. Ano i jeść ciasta pani Reni. Zdecydowanie będzie fajnie. A w Ustce... no cóż, będziemy się plażować i kurortować, jak to w Ustce bywa, a ponadto nie mam pojęcia i wolę nie rozważać co więcej:P. Jak już mówiłam, będzie czad... mam nadzieję przynajmniej... a dzisiaj są urodziny Uli i życzę jej jeszcze raz wszystkiego, wszystkiego najlepszego. A wczoraj były Maćka i też mu życzę wszystkiego najnaj raz jeszcze:). A Tomkowi K. życzę zdrowia.
I pozdrawiam wszystkich, co do joty, do napisania za dwa tygodnie, jak wrócę:).

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Inaczej no.

Dzisiaj miałam dziwny dzień. Naprawdę rzadko mi się zdarza widzieć z taką masą osób, niewidząc się zarazem z żadną z moich ziomek poziomek (w sensie Agi, Wery i/lub Agaty). Ale dzień był ciekawy i dość owocny, generalnie:P. Cały ranek spędziłam na starówce (to mi się zdarzyło pierwszy raz w życiu), no dobra, nie ranek, ale czas między 14 a 17:P, ale dla mnie to było jak ranek, ze zmieniającym się składem (Anka Drz. - jej ziomy - Paweł - Olka, Marta). A popołudnie aż do wieczora w mej chałupie z Ulą, która miała mi poprawiać dredy, a w rezultacie poprawiła aż 2:), ale i tak było fajnie. I wiecie co wam na koniec powiem? Nie wolno 24/7. I nie chodzi o ziomki - poziomki, bo z notki by to wynikało... bo z nimi to można:P.
Pozdrawiam:
- cały zmienny skład porannostarówkowy,
- Ulę:),
- Werę i Agatę (jako reprezentację ziomek - poziomek, bo Agi nie ma w Warszawie, więc i tak bym jej dziś nie ujrzała).
I dobranoc, bo niektórzy o tej porze już sypiają:).
I nie bierzcie sobie do serca tych ziomek - poziomek... bo zwykle tak na was/o was nie mówię...

piątek, 27 lipca 2007

Już nie wrócę do domu...!

Nie chcę. Wczoraj wróciłam. Naprawdę, cholera jasna tego nie chciałam... Ale co poradzić, obóz się skończył, zgarnęli nas do autokarów i zawieźli do tego śmierdzącego miasta. Jedyne plusy to dobre jedzenie, prysznic, internet i nieograniczona ilość snu... ale kurczę! ja naprawdę chce już z powrotem do lasu!!! Nie miałyśmy osobnego podobozu, ale kadra Inkasek jest ekstra i naprawdę był super super... mimo mnóstwa deszczu, zapleśniałych ciuchów i całego tego syfu, obóz był
super super super;(! Nie chcę tu być, już tęsknię za tamtą atmosferą, za "Ciszą" śpiewaną w środku nocy przy podobozie Rycerzy, za "Robin Hoodem" co dużo kanapek je,
za spaniem w komendzie przez aż dwie noce:D, za wyżerkami składającymi się z chleba, nieotwieralnego paprykarza i keczapu, no i oczywiście za tymi wszystkimi cudownymi ludźmi, którzy składają się na nasz Szczep, nawet za Jemem obrażonym za nie wiadomo co, Szymonem turlającym się po mnie wbrew mej woli, Kajtkiem przeklinającym po angielsku, bo myślał, ze tak mu wolno i wszystkimi, wszystkimi z 169! Jejku jak ja kocham nasz Szczep. Lista pozdrowieniowa będzie tym razem mega długa, ale sami rozumiecie:).
Pozdrawiam cały mój cudowny Szczep ze szczególnym uwzględnieniem:
- Magdy, Isi, Agi i Juli, za to że wytrzymały z nami i nie dyskryminowały nas zanadto, mimo że nie jesteśmy Inkaskami,
- Karola, za to że jest najbardziej szczepowym Szczepowym na świecie:),
- Gregorego, za to, że jest Gregorym:),
- Kleszcza, za to, że jest Kleszczem:),
- Magdy Dyb., za to, że zawsze służyła słowem pocieszenia,
- Maćka O., za to, że jest Maćkiem O.:),
- Bartiego, za to, że jest Bartim i już w nim to polubiłam:D,
- Wery, Agi, Weroniki i Izy, za to, że były ze mną Starszym Matecznikiem, czyli najczadowszym zastępem, w jakim kiedykolwiek byłam,
- Agaty, za to, że poradziła sobie z byciem zastępową,
- Anki, za to, że zawsze służyła zbereźnym żartem, który zazwyczaj był nie na miejscu,
- Mai, za to, że wytrzymała z nami i naszymi żartami, tekstami, rozmowami, które były megamonotematyczne,
- Ani Kuj., za to, że jest Anią Kuj. i złożyła przyrzeczenie,
- Ani Mal., za to, że zawsze służyła jakimś "niusem"
- Grubego, dlatego, że naprawdę go lubię i przepraszam, że bywałam niemiła,
- Olka K., za to, że jest Olkiem K.
- Kasi W., za to, że jest Kasią W. i wybrałabym ją, gdybym pamiętała, że ona może;)
i oczywiście dla wszystkich, bo choć są bardzo fajni i tylko fajni, to jacy by nie byli tworzą ten Szczep, atmosferę i wszystko to, co kocham najbardziej.

niedziela, 24 czerwca 2007

Kwaterka, obóz, szalejemy (?)

Już jutro jadę na kwaterkę, więc dzisiejszy dzień upłynie mi pod znakiem wielkiego pakowania. Kwaterka trwa 8 dni, a 3.07 dojedzie do nas reszta Szczepu:), okazało się, że nie mozemy jechać drużyną i jesteśmy podłączone do Inkasek. Trochę to smutne, bo, mimo że je lubię, będę się tam czuła obco... Ale i tak jestem pełna optymizmu co do tego obozu. Będzie, co ma być, ale ja ze swojej strony mam zamiar być bardzo pozytywnie nastawiona. Jakoś nie mam pomysłu, co więcej mogłabym napisać.
Pozdrawiam obozowo, więc najbardziej cały Szczep i ludzi z kwaterki,
do przeczytania za miesiąc:).

środa, 13 czerwca 2007

Końca roku chcę...

Wczoraj był pierwszy wtorek bez Magdy M... przeżyłam jakoś... choć nie było łatwo. Dziś pisałam całoroczny test z polskiego... na piątkę, ale niestety się nie udało. W szkole jest już na maxa rozlaźle i nudno, ale pani od angielskiego i tak prawie obniżyła mi stopień na koniec roku, bo nie mialam jednego ćwiczenia! Świat jest niesprawiedliwy, Zuzia też nie miała...:P. No, ale na szczęście jakoś to będzie. Za to z religii będę miała szóstkę, jak panu Elivoswi przyniosę czerwony długopis... bo wiedziałam, że św. Jan napisał Apokalipsę... fajnie mieć takiego pana Elvisa:D. Konczę już opisywać szkołę, bo to nuuuuuda większa niż ryby.

Chcę końca roku! Bo trzy dni po nim jadę na kwaterkę! I can't wait, naprawdę...! Do końca roku jeszcze tylko 9 dni! Jejku jejku jak ja chcę już obozu...!

Pozdrawiam wszystkich wyjątkowo bez extra dopisków:D.

środa, 6 czerwca 2007

Koniec Magdy M., a obóz już za chwilę

Tak, niestety, wczoraj był ostatni odcinek Magdy M.:(, ale skończył się przepięknie i najlepiej na świecie. To zdecydowanie była najlepsza scena w caaaałym serialu:). Tylko teraz trochę żal... bo co ja będę robić we wtorki o 21:30? Ale najważniejsze to, że Magda jest znów z Piotrem i się kochają, i świat jest piękny:).
A obóz już naprawdę za chwilę! Dla mnie zacznie się on aż tydzień wcześniej niż dla innych, gdyż jadę na kwaterkę:D, pierwszy raz w życiu... Ale mam nadzieję, że będzie fajnie. Tydzień wcześniej, to znaczy dokładnie za 19 dni! A mam tyle rzeczy do zrobienia! Muszę kupić nową finkę (starą zgubiłam gdzieś na korowisku w Babilonie:P), zapasowe getry i wywijki, nową ZHRkę (ze starej wyrosłam:P), plecak (stary się rozwalił), zaszczepić się na tężec, bo powinnam już rok temu, a jestem chora, więc muszę odczekać tydzień odkąd wyzdrowieję, w międzyczasie będzie jeszcze biwak drużyny, będę pisała test całoroczny z polskiego (żeby mieć 5:P) no i kupić prezent urodzinowy mojemu drogiemu braciszkowi... także już nie jest tak, że nie muszę nic... tylko raczej nie mogę nic (bo jestem chora i jeszcze dziś siedzę w domu, a jutro święto i ojeja jeja), a muszę dużo!
W tej nerwowej atmosferze zakończę już moje nie najwyższej klasy dzieło literackie i pozdrowię caaały szczep, a szczególnie tych nielicznych, co wybierają się wraz ze mną na kwaterkę:).

wtorek, 29 maja 2007

Nie muszę nic...

Mam duży problem... chcę zrobić superfajną stronę na informatykę (internetową, rzecz jasna), ale zupełnie i kompletnie nie mam pomysłu co mogłoby się na niej znaleźć. Mam na szczęście jeszcze trochę czasu... nie wiem dokładnie ile, ale około dwóch tygodni, więc nie jest to sprawa priorytetowa. Właściwie to nie mam w tej chwili żadnych spraw priorytetowych. Mam przestój we wszystkich dziedzinach życia. W sensie, że nie muszę się uczyć do żadnego sprawdzianu (i tak bym w sumie tego nie robiła, ale warto stwarzać pozory), nie muszę nic przygotowywać na piątkową zbiórkę, bo zamiast niej jest w sobotę zbiórka szczepu, nie muszę składać papierów do liceum i martwić się, co z tego wyniknie (takie atrakcje czekają mnie dopiero za rok), nie muszę pocieszać żadnej koleżanki/kolegi ze złamanym sercem (właściwie to bardzo rzadko mi się to zdarza, bo zwykle to ja mam złamane serce:P) i w ogóle, kurczę nic nie muszę... no oprócz tej strony... więc, mimo że nie jest ona sprawą priorytetową to teraz przez to się w nią zamienia. A kolejną rzeczą którą zrobię po, lub równolegle ze stroną jest plan pionierki mojego zastępu (tak tak... obóz już za 35 dni:D), ta perspektywa napełnie mnie radością, choć mniejszą niż w zeszłym roku (ze zbyt prywatnych powodów, bym mogła je tu napisać:P), to jednak sporą:). Z mojego zastępu, wliczając mnie jedą (uwaga!) aż 3 osoby... ale tak naprawdę to mi się to podoba, bo z pionierką mniejszy kłopot i zintegrujemy się bardziej. Ogólnie, fajnie jest... letnie lenistwo zaczyna mi już doskwierać, więc kończę, bo zaraz zacznę pisać bez logicznego ciągu.

Pozdrawiam mój ukochany Szczep, no i wszystkich:).

środa, 23 maja 2007

Lepiej niż przypuszczałam:)


Jeśli chodzi o testy "zapróbne"... z humanistycznego mam 41 pkt (najlepiej w klasie:D, ależ skąd, wcale się nie przechwalam...) a z mat.-przyr. 17! to jest właśnie to "lepiej niż przypuszczałam:P... ale ogólnie to raczej jestem z siebie dumna... no może 17 to nie jest szczyt moich marzeń... ale obawiam się, że szczyt moich możliwości owszem...

Poza testami to nie wiem co się dzieje w szkole, bo złapałam jakiegoś dziwnego wirusa, który zaatakował mnie w niedzielę i już dziś na szczęście kończy swoją działalność:)... tyle tylko, że dostaliśmy zdjęcie klasowe... wyglądam na nim jakbym przed chwilą się obudziła... a zresztą zobaczcie sami. Zamieściłam je gdzieś w notce... nie wiem dokładnie gdzie, bo pierwszy raz korzystam z tych notkowych narzędzi:P.

Kończę już, bo w sumie to nie mam nic więcej do powiedzenia. Pozdrawiam wszystkich:).

środa, 16 maja 2007

Testy "zapróbne", pozytywność społeczna i niepozytywność szkoły:P

W poniedziałek i wtorek miałam "zapróbne" (no bo jak może być czas zaprzeszły to i testy mogą być zapróbne, no nie?) testy:P, odpowiednio humanistyczny i mat.-przyr., sądzę, że ten pierwszy poszedł mi w miarę nieźle (ok. 40-45 pkt), drugi zaś masakrycznie potwornie (ok. 10-15 pkt.?;/)... No, ale cóż... zawsze byłam ukierunkowa wybitnie humanistycznie i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej... ale w sumie to i tak nie jest źle... w najlepszym wypadku będę miała 60 pkt... a w najgorszym 50... dobrze, że nie 15 w sumie:P.

Poza tym czuję się pozytywna społecznie... Robię różne rzeczy dla dobra ludzkości, coby zapobiec zagładzie ku której zmierza świat (to słowa Magdy Lecz, którą serdecznie pozdrawiam). Myślę nawet, że trochę mi to wychodzi... nie będę się wdawać w szczegóły.

Oprócz tego już przestałam tak chętnie chodzić do szkoły... mimo, że czynnik który przemawiał za pozytywnością tego czynu nadal istnieje... to jednak zaczął mnie już męczyć... co w połączeniu z lekcjami i nawałem sprawdzianów, który czeka mnie w przyszłym tygodniu jest wręcz negatywne... oj, chyba trochę za bardzo teoretyzuję... ale po prostu chcę się tym podzielić ze światem w taki sposób, żeby nieodpowiednie osoby tego nie zrozumiały...

Pozdrawiam: Magdę Lecz., Agatę P., Werę i Paulę, dzięki którym mogłam być pozytywna społecznie:), a także Asieńkę, która miała wczoraj urodziny (18! starucha jedna:P) i wcale mi subtelnie nie zasugerowała, że może bym ją pozdrowiła...:P oraz wszystkich innych ludzi dobrej woli, którzy odwiedzają mój blog:).

poniedziałek, 7 maja 2007

Powrót do Warszawy i inne

Wróciłam ze Stachowa... było czadziarsko generalnie rzecz biorąc:P... Huberta niestety nie było (co bardzo zasmuciło Werę i Agę), ale za to grałyśmy z Jowitką w pokera... i w tysiąca (już bez Jowitki)... nawet zagrałam raz 320... przez co na stałe będę tysiącową anegdotą... Ale to nie moja wina, że nie umiem liczyć!! Za to dwa razy ugrałam 280, a w Monopol to już w ogóle wygrałam z kretesem:P. No dobra, już przestaję się przechwalać... tak naprawdę najbardziej przyszalała tam Aga... codziennie minimum 5 km na rowerze i 3 km biegu... szalona dziewoja... Szkoda tylko, że nie mogłysmy pływać, bo dobra pogoda zrobiła się dopiero w środę...

Teraz wróciłam już jednak do Warszawy... byłam już w szkole i w ogóle... ale nie narzekam, jakoś dobrze chodzi mi się do szkoły:). Może to dzięki ładnej pogodzie... albo czegoś innego... no cóż:P... nie wiadomo.

Pozdrawiam.

sobota, 28 kwietnia 2007

Majówka i ogólnie takie, takie:P

Jutro jadę do Stachowa z Werą i Agą. Będzie fajosko, mam nadzieję:P, tylko, że ma się ochłodzić i tam nie ma TVNu. Wiem, że to trochę chore z mojej strony, ale przegapię wtorkowy odcinek "Magdy M.":(, no chyba, że się uda i tata Agi go nagra... trzymajcie, proszę kciuki. I tak będzie czadowo:P! Ponadto wiadomo już, gdzie będzie obóz! Strasznie blisko Stachowa, więc pewnie znów (tak jak w zeszłym roku) odwiedzą mnie dziadkowie.
Obecnie pakuję się na majóweczkę, a poza tym strasznie się nudzę... babcia Janka powiedziałaby, że jestem nieinteligentna, bo "inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi", ale przecież ja to wiem:P.

Pozdrawiam wszystkich wiosennie, do przeczytania po majówce:).

piątek, 20 kwietnia 2007

Tytułu brak... bo jeszcze nie wiem, o czym napiszę...

Chciałam napisać coś superfajnie ciekawego, mądrego i w ogóle czadziarskiego... toteż długo nie pisałam. Teraz w końcu się za to zabrałam, ale to wcale nie znaczy, że coś wyżej opisanego mi wyjdzie. Najprawdopodobniej nie, poprostu z czystej przyzwoitości opiszę tu pokrótce ostatnie wydarzenia mojego życia opatrzone, w miarę możliwości, zgrabniutkim komentarzem, ale oczywiście nie te najbardziej osobiste, bo, jak wiadomo Internet jest ogólnodostępny, a ja nie mam ochoty dzielić się wszystkim z całym światem. Jeśli ten wstęp Was jeszcze nie zniechęcił do czytania dalszego ciągu i nadal tu jesteście, to jesteście dzielni, więc zostaniecie teraz nagrodzeni bardziej ciekawymi (mam nadzieję) treściami niż rozważania na beztemat.

Faza na "Magdę M." bynajmniej mi nie minęła, trochę osłabła, ale nadal jest spora. Podtrzymuje ją dodatkowo fakt, że mam w pokoju porządek, TV i DVD (szpaaaaan:P) i tak się kołaczę od wtorku do czwartku i od czwartku do wtorku oglądając na zmianę pierwsze i ostatnie odcinki...:P. Faza na Piotrusia też nie... i nie tracę nadziei, że taki się znajdzie.
Ponadto jadę do Stachowa na majówkę. Radosna perspektywa, jakoże zabieram Agę i Werę, więc nie będę/będziemy się tam nudzić. W lipcu jak zawsze obóz (też się nie mogę doczekać, ofkors), a w sierpniu byćmoże (raczej nie... ale pracuję nad tym) jadę do Grecji... kurczę, chciałabym jak cholera... ale szansa jest raczej mała.
Poza tym wiosna przestała mnie cieszyć, bo ostatnio wieje, pada i jeja ogólnie:P, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni.

czwartek, 5 kwietnia 2007

Chcę mieć swojego Piotrusia

Od 3 kwietnia nowa seria Magdy M., a już od jakiegoś czasu do wyborczej dodają pierwszą serię... i złapałam straszną, większą niż dotąd fazę na ten serial.
Chciałabym znaleźć sobie takiego Piotrusia, albo raczej, żeby on znalazł mnie... póki co jestem za młoda pewnie na takie marzenia... bo tak naprawdę to w moim wieku nie znajdę kogoś tak idealnego... o ile w ogóle kiedykolwiek znajdę. Obawiam się, że tacy ludzie nie istnieją, a jeśli nawet, to raczej mi nie jest pisany taki ktoś. Chociaż tak bardzo bym chciała... chyba liczę na za dużo. Szkoda, że nie ma ludzi idealnych.

niedziela, 1 kwietnia 2007

Postanowienie

Dzisiaj postanowiłam, że będę ubierać się na różowo, zacznę od obcięcia sobie dredów i przefarbowania się na blond. Będę chodzić na alkoholowe imprezy, bo tylko takie są fajne, podrywać tam łysych chłopców w dresach, bo stwierdziłam, że mnie pociągają. Moje dotychczasowe życie było takie nudne, dopiero teraz faktycznie zacznę żyć i czerpać z tego radość!! Będę się zrywać z 90% lekcji i już zaczęłam nawet palić papierosy... No i przestanę być harcerką! Podoba mi się taka perspektywa. Już się nie mogę doczekać...

Prima aprilis...!

No dobra, dżołk mi nie wyszedł, ale to z nudów. Wybaczcie.

wtorek, 27 marca 2007

Strona drużyny, wiosna i ogólnie takie, takie...

Ostatnio zupełnie nie miałam weny do pisania tutaj. Ale to tak totalnie i na maksa. No i czasu też nie miałam zabardzo, bo pochłaniało mnie tworzenie strony mojej ukochanej drużyny ( http://matecznik169.republika.pl - jeszcze wiele działów jest nieuzupełnionych, ale to kwestia dni, najwyżej tygodni). Generalnie rzecz biorąc jestem z niej dumna:).

Ponadto wiosna w pełni rozkwitła i to juz całkiem legalnie i nawet kalendarzowo parę dni temu. Teraz jest genialna temeratura, czyste niebo i w ogóle nic, tylko cieszyć się życiem... no gdyby nie to, że dzisiaj siedziałam w szkole do 15:30, jak zawsze we wtorki zresztą;/ i teraz jak przyszłam to niebardzo mam się jak cieszyć tą pogodą, bo kurczę no w Jordanku wszystkie kosze są zawsze pozajmowane przez szpanujących chłopaków. Ale zawsze jest alternatywa pod tytułem "siadamy na ławce i rozmawiamy o życiu"...

Co do szkoły to dzisiaj zostały w klasie powołane "pogotowia" i w ten sposób zostałam pomocą z polskiego i strażnikiem moralności:P... Będę teraz udzielać korków tym cobardziej niepojętnym spryciarzom, no i wreszcie na legalu czepiać się np. Klaudyny i Ilonki (wybaczcie, że akurat Was wymieniłam, ale jesteście niestety dla mnie ucieleśnieniem bluźnierstwa) ich cenzuralnego języka:D. Bardzo mi się podoba taka perspektywa.
Oprócz tego dzisiaj zaliczałam HTML na informatyce... i mimo mojego dość dużego jak na poziom klasy zaawansowania w tej dziedzinie obawiam się, że nei dostanę całej 5, bo nie umiałam dopasować czcionki jak trzeba... no cóż, czas pokaże...

poniedziałek, 12 marca 2007

Wiosna, wiosna!

Kalendarzowo to jeszcze kupa czasu zanim nastanie ta cudna pora roku, ale pogoda mówi sama za siebie; wiosna przyszła i raduje me serce:D. Gram w kosza najczęściej jak mi się uda, jak najmniej siedzę w domu, bo to przecież bez sensu, kiedy pogoda jest tak boska i można niekłamiąc nucić, że "bezchmurne niebo dziś mam nad głową";)... trochę głupoty już zaczynam pisać, ale to z tej radości pogodowej:D. Nawet do szkoły chodzę z większą chęcią, bo kiedy się budzę jest już jasno:).

Poza wiosną to nic ekscytującego w moim życiu się nie wydarzyło, niestety... Do obozu jeszcze 113 dni... a perspektywa najbliższych dni nie zapowiada się porywająco ciekawie.

niedziela, 4 marca 2007

Chcę obozu!

Na stronie Szczepu pojawiły się pierwsze informacje na jego temat, co spowodowało u mnie obudzenie się śpiącego dotąd pragnienia obozu.
Zasiadłam więc od razu i zaczęłam kombinować jakieś oryginalne plany pionierki, ale nie wiem ile dokładnie osób z mojego zastępu się tam wybiera, toteż są to raczej plany na wyrost. W każdym razie obóz jest rzeczą, której obecnie chcę najbardziej na świecie... a to jeszcze aż 121 dni:(. Ale wytrwam, muszę wytrwać, jeszcze dużo rzeczy przede mną zanim spakuję się w stelaż, kostkę i kupę siat (jakto zwykle bywa) i wyjadę nad jezioro, jeszcze nawet nie wiem jakie, żeby się męczyć, cieszyć, dałnować i denerwować mój zastęp, a czasem i płakać, a wszystko to w najlepszym miejscu z najlepszą drużyną i Szczepem świata:).

poniedziałek, 26 lutego 2007

Dlaczego nie lubię mojej szkoły? Czyli czym wg. mnie jest przyjaźń.

Dzisiaj, jeśli starczy mi na to czasu, bo mój brat pewnie niebawem mnie stąd wygoni, chciałabym napisać odpowiedź na pytanie zadane w tytule.
Tak naprawdę to powodów jest wiele. Mogłabym tu pisać o tym, że przeszkadzają mi dresy (w sensie ludzi, nie stroju:P), że mam zły profil klasy, że nie lubię nauczycieli. Ale tak naprawdę głównym i przesądzającym sprawę powodem jest to, że nie mam tam prawdziwych przyjaciół. Jest pare osób, które lubię, może nawet bardzo, ale to nie jest to, co łączy mnie z Werą i Agą. Nie da się tak naprawdę tego opisać, ale my możemy razem milczeć, dałnować, bić się, robić wszystko, nawet obrazić się na siebie strasznie bez większych konsekwencji, tak naprawdę, nie będę zgłębiać się w szczegóły, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu. To pewnie kwestia przyzwyczajenia, ale wiem, że choćbym nie wiem jak kogoś polubiła, nie będzie to to samo. Tylko to, co łączy mnie z Werą i Agą jest dla mnie definicją prawdziwej przyjaźni. I nie jest to żadne słodzenie, bo one o tym wiedzą:). Nie twierdzę, że nikogo innego nie uważam za przyjaciela/przyjaciółkę, ale nie jest to aż tak głęboka przyjaźń i z braku odpowiednich słów (co nie jest spowodowane moim niedoborem elokwencji, jak sądzę, ale ubóstwem języka polskiego) muszę tę przyjaźń z Werą i Agą nazwać po prostu 100% przyjaźni:), a całą resztę przyjaźnią, ale mniejszą.

Przyjaźń jest wtedy gdy wyrzucasz za kogoś pudełko po pizzy i nie jest Ci z tym głupio.

czwartek, 15 lutego 2007

Walentynki i tllusty czwartek

Wczoraj były walentynki, jak dla mnie to komercyjne święto pełne słitaśnego różu i sztucznych, obrzydliwych wystaw w sklepach... Toteż fakt, że nie dostałam żadnej walentynki jest dla mnie raczej powodem do śmiechu, niż smutku. No bo kurczę, jakby ktoś mnie kochał (w co szczerze wątpię) to ma na wyznanie tej miłości kupę czasu, nie musi tego robić akurat 14. lutego i muszę szczerze napisać, że wolałabym żeby, jeśli w ogóle komukolwiek przyszłoby to do głowy, wyznał mi to każdego innego dnia.

Dzisiaj tllusty czwartek, a ja choruję na brzuch! Mimo to, tradycja nakazuje, by zjeść choć jednogo pąkasa tego dnia, a ja szanuję to święto duzo bardziej niż w.w. Walnetynki, toteż jednego wszamałam, czego obecnie trochę żałuję, bo mój brzuch się sprzeciwia. Chyba nie mam narazie nić więcej do napisania.

Pozdrawiam wszystkich zwolenników Walentynek, coby nie czuli się urażeni, jak również wszystie inne osoby, które odwiedzą ten blog:).

niedziela, 11 lutego 2007

No i po zimowisku...

Dzisiaj w bardzo wczesnych godzinach rannych wróciłam wraz z kadrami mojego szczepu i zuchami z zimowiska do Warszawy. Całą drogę w pociągu przespałam, mimo, że miałam zamiar tego nie robić. Na zimowisku było zdecydowanie i niepodważalnie ekstra. Było to moje najlepsze jak dotąd zimowisko, choć staż mam niewielki (jedno zimowisko szczepu jakoś ze trzy lata temu i zimowisko hufca w zeszłym roku). Były oczywiście lepsze i gorsze momenty. Do tych pierwszych zaliczyłabym reklamę "lokówki... odlokówki... może nawet prostownicy"... bo "jedno małe kliknięcie i jesteś zupełnie odmieniona", cudowny teledysk do piosenki ze zwiadów (na melodię i styl "Lubelskiego fulla"), jedyny ładny zjazd na nartach w moim dotychczasowym życiu, kolację u Pana Zająca, większość zajęć integracyjnych, watrę i milion innych rzeczy. Do gorszych chwil zaliczam zjazd na nartach w ostro zakończoną ławkę, zdjęcie, które niezbyt mnie radowało i skasowanie owego zdjęcia (a raczej następstwo skasowania zdjęcia - złość Pauli i Aśki oraz gigantyczna "=(" w punktacji). Zdaję sobie sprawę, że większość
wymienionych zdarzeń jest zrozumiała wyłącznie dla ludzi będących na zimowisku, ale jakoś to przeżyję.
Podsumowując, spotkało mnie tam znacznie więcej pozytywnych rzeczy, więc z czystym sumieniem powtarzam jeszcze raz, że było to moje najlepsze jak dotąd zimowisko. Kocham 169.




Pozdrawiam wszystkich uczestników zimowiska, ze szczególnym uwzględnieniem całej rady drużyny "Matecznika", Iśki, Magdy B., Doroty, Julki, Szymona i Karola:).

poniedziałek, 29 stycznia 2007

"Noc hipnozy" i zimo zimo...

Coś nudne to moje życie... znowu długo nie działo się nic na tyle godnego uwagi żeby to tu opisać. Ale teraz już mam jakieś konkretniejsze detale takie bardziej tararira tudzież łałałiła... Bodajże przedwczoraj, albo 3 dni temu... w każdym razie w nocy... byłam na maratonie filmowym. Owy maraton zwał się "Noc hipnozy" i zawierał cztery psychologiczne, w 3/4 bardzo dobre moim zdaniem filmy:
- "Requiem dla snu",
- "Zostań",
- "Obłęd"
oraz
- "Efekt motyla".
Napisałam, że w 3/4 co znaczy (jeśli ktoś nie zczaił), że jeden z nich niezbyt przypadł mi do gustu. Było to "Zostań". Niewiele z niego zrozumiałam, pod koniec wszyscy bohaterowie się pomieszali i tak naprawdę nie widziałam już kto jest kim. Nie będę opowiadać tych filmów, bo może ktoś z czytających mojego (uwaga!) blogaska chciałby sam je obejrzeć. Napiszę tylko, że najbardziej spodobał mi się "Efekt motyla", a największe wrażenie zrobiło "Requiem dla snu".

Pozwolę sobie teraz przejść do drugiego członu tytułu tej notki. Zimo zimo? Zimo zimo... Zimowisko!! Tak... już niebawem się na nie wybieram... to znaczy wybieram się już od jakiegoś czasu, ale już niebawem nastąpi... konkretniej 2. albo 3. lutego... tak naprawdę to do końca nie pamiętam, ale ktoś jeszcze mi na pewno przypomni:). Miałam co do niego mieszane uczucia... z różnych, ważniejszych, lub mniej ważnych względów... ale ostatnio coraz bardziej cieszę się, że tam jadę. To także z różnych względów.

Pozdrawiam wszystkich z którymi jadę na HAZ(:P), jak również tych, z którymi miałam przyjemność być na "Nocy hipnozy":-).

niedziela, 7 stycznia 2007

Święta, Sylwester i takie takie:P

Minęło trochę czasu odkąd ostatnio tu pisałam, przyznaję się bez bicia, że nie miałam zupełnie ochoty na pisanie tu czegokolwiek... Ale teraz mi ta ochota jakby wróciła, gdyż mam o czym pisać:). Na gwiazdkę, od Mikołaja, pod choinkę czy jak tam kto woli dostałam prześliczną i przecudowną gitarę, którą pokochałam od pierwszego wejrzenia. Teraz umiem już mniej więcej grać na niej jakieś 2,5 piosenki:D. Później był sylwester. Mój najlepszy jak dotąd:D, wszystkich alkohololubnych ludzi informuję: można bawić się bez % i jest to bardzo dobra zabawa, wystarczy odpowiednia muzyka i towarzystwo:). Teraz niestety jest już po przerwie świątecznej i muszę chodzić do mojej drogiej szkoły, której, z przykrością stwierdzam, nie lubię. Ostatnio po raz milionowy odkąd jestem w tej klasie przypomniałam sobie, że profil ścisły jest nie dla mnie... ale co poradzę? Muszę tu wytrwać do końca gimnazjum... W każdym razie jedno jest pewne: w liceum idę do klasy w 100% humanistycznej;). Pozdrawiam.